Randka w kościele? Rocznica poświęcenia kościoła.

Dziwny i zaskakujący tytuł prawda? Już tłumacze. Się tłumacze. Ostatnia niedziela października, w kościołach gdzie nie wiadomo kiedy dokładnie były poświęcone, jest Uroczystością rocznicy (umowną jeśli chodzi o datę) tego wydarzenia. Fajne to jest bo człowiek raz do roku może sobie uświadomić po co te nasze kościoły.

Dla mnie osobiście to wyraz wielkiej miłości Boga. W I czytaniu z tej uroczystości Salomon modli się uroczystą modlitwą tuż po zbudowaniu słynnej Świątyni Jerozolimskiej. Mówi ważną rzecz. Bóg choć jest wielki, wszechmocny i wszechwładny to zamyka się w małej  jak dla niego świątyni. Tylko w jednym celu. Żeby osobiście się spotkać żeby z miłością pogadać z każdym kto tu przyjdzie. Szczerze to przejaw mega miłości do nas, a to realizuje się w każdym kościele dziś.

Co z tą randką. Bardzo irytują mnie wypowiedzi pseudo-chrześcijan którzy mówią że kościół jest niepotrzebny. Można przecież pomodlić się wszędzie. Bóg jest wszędzie. Że mają takie cudowne chwile medytując (??!!) na łonie natury. Wiem jedno. Jak się kogoś bardzo kocha to zabiera się go do wyjątkowego miejsca, żeby z nim w świetnej atmosferze porozmawiać. Wiedzą o tym prawdziwi mężczyźni którzy zabierają swoje wybranki do miłych, dobrych restauracji. Jak są zakochani to przeszukują portale gdzie jest wyjątkowe miejsca na randki. Tak samo jest z Bogiem. Kochasz go to spotykasz się z nim w wyjątkowym miejscu. Wybranym przez niego czyli w kościele. Gdzie z miłością możecie sobie porozmawiać. Czyż to nie swoista randka?

Jeśli jesteś w 1000% mężczyzną i wzdrygasz się na sformułowanie „randka z Bogiem” to masz jeszcze inne wyjście. Umów się  w kościele z najpiękniejszą i najlepszą kobietą jaka kiedykolwiek była czyli Maryją. Pogadaj z Nią a Ona w sprytny sposób i tak poprowadzi Cie do Jezusa oraz Jego Ojca. Kobiety tak mają.

P. S. Dobrze jest się modlić gdy Maryja jest szczególnie piękna na obrazie lub w figurze. Jak ta na zdjęciu wyżej z katedry w Madrycie.

Serce Boga w sercu Warszawy.

            „Będę wam Ojcem.”

Dziś Ewangelia mówi niby o pewnej życiowej matematyce. Co oddać Bogu? Co światu? Nie o tym mówi Jezus. On mówi o wielkiej, przeogromnej miłości Boga. Kto odda co Boże, zrozumie to. Wszytko co wokół nas to Jego. Więc co możemy Mu dać? Naszą miłość do Niego. Odwzajemnienie szalonego płomienia miłości. Kto zachwyci się miłością Boga i Jego osobą, dla tego wszystkie rzeczy należące do „świata-cezara” będą mało wartościowe i mdłe. Odda je bez żadnego wahania. Wszystko znajdzie swoje miejsce. Boże Serce błaga nas o miłość i kocha nas bezmiernie.

            To Boże Serce Ojca objawiło się z niesamowitą mocą w sercu Warszawy. W sobotę i niedzielę wziąłem udział w konferencji „Serce Dawida” zorganizowaną przez Fundację 24/7. Było na niej 2 000 osób z całego kraju. Zacznę od tego, co może i jest trochę „cesarskie”, ale jeśli jednocześnie zostanie oddane to co Boskie, to staje się bardzo ważne, czyli organizacja. Przez wiele lat jeśli coś było nazwane chrześcijańskim, to było odbierane w sferze organizacyjnej jako ułomne i nieprofesjonalne. Mój znajomy, który na początku zawiązywania się wspólnoty przy jednej z parafii jak dowiedział się, że część spotkania będzie w salce katechetycznej, odpowiedział, że nie będzie siedział w zimnym i zapleśniałym pomieszczeniu. Miał takie skojarzenia z wczesnej młodości. Ten stereotyp wśród wielu ludzi nadal pokutuje. Dlatego ciągle jestem pod wrażeniem organizacji tej konferencji, która absolutnie temu zaprzecza i wręcz demoluje takie myślenie. Pełen profesjonalizm we wszystkich ważnych rzeczach. Samo miejsce to w pełni przystosowana do wszelkich konferencji Hala Expo XXI na ul. Prądzyńskiego. Podczas rejestracji każdy dostawał identyfikator i gadżety konferencyjne. Przy rejestracji hol do wspólnych rozmów i kawa z ekspresów, bez której dla mnie nie da się w pełni dobrze funkcjonować. Zupełnie dobra i darmowa. Samo centrum wydarzeń to profesjonalna scena, nagłośnienie, światło i telebimy. Niesamowici artyści, którzy grając i śpiewając posługiwali przy uwielbieniu. O wysokim standardzie konferencji świadczyło jeszcze wiele innych rzeczy, których nie będę już wymieniał. Dziękuję organizatorom, że mogłem ciągle się cieszyć, że to jest nasze, ludzi którzy przyznają się do wiary w Boga, który jest Ojcem.

            To Boże Serce Ojca objawiło się przede wszystkim w warstwie duchowej. Stworzyliśmy dwutysięczną wspólnotę osób, która uwielbiała modląc się. Osób, które nie są sobie obce, jak na wielkim koncercie, ale bliskie przez wspólną miłość do Ojca. W pewnym momencie poproszono nas, abyśmy stojąc położyli rękę na sąsiedzie, by pomodlić się za siebie nawzajem. Siedziałem na końcu i od razu zauważyłem, że wokół mnie nie ma nikogo. Zacząłem się modlić mimo wszystko, ale szybko poczułem rękę na ramieniu. Ktoś zauważył, że nie ma kto się za mnie modlić i szybko przybiegł, żebym nie poczuł się absolutnie w tym sam. Byliśmy na Eucharystii w tej wielkiej wspólnocie, gdzie na zakończenie wszyscy modlili się nad nami, księżmi, w ramach podziękowania za to, że jesteśmy i że ciągle ją celebrujemy. Niesamowita była również braterska modlitwa za wszystkich protestantów, którzy też byli z nami. I wreszcie nauczanie, które tam było.

            Napiszę tylko pokrótce co mnie osobiście ujęło i co było świadectwem jak bardzo i z jak wielką miłością Bóg ciągle chce do nas mówić. Piszę to też dla tych, którzy nie byli, żeby choć trochę poczuli esencję tego Słowa Bożego, które cudownie przelewało sie w tym miejscu. Biskup Andrzej Siemieniewski głosił, że Pismo Święte mówi o tym, że Jezus dostaje Królestwo, które przekazuje nam. Jesteśmy wezwani do tego, aby siedzieć na tronach i rządzić! Niestety jesteśmy tak zapatrzeni w siebie i w swoje życie, że nie zauważamy, że dostajemy to Królestwo. Nawet jak się modlimy, to niby kierujemy wzrok ku Jezusowi, ale przez modlitwę, która ma załatwić nasze sprawy, między Niego a nas wstawiamy lustro. Nie widzimy Go – widzimy siebie. Nieżyjący już ks. Peter Hocken w swoim przesłaniu, które zostawił przed śmiercią, powiedział, że jak Dawid zgromadził i zjednoczył wszystkie rody żydowskie, tak konferencja gromadzi wszystkich ludzi, często zupełnie różnych, którzy wierzą w Boga. Co odnosi się do tego, co pisałem wcześniej o wspólnocie. W panelu dyskusyjnym świetną myśl od Ducha Św. przywołał bp Andrzej mówiąc jak rozmawiać z ludźmi, którzy nas odrzucają. Powołał się na św. Augustyna, który tłumaczył swoim wiernym, że jeśli bliźni z sekty Donatystów nie chcą rozmawiać z nimi, to oni mają odpowiadać, że oni mimo wszystko chcą. Wszyscy, stworzeni mimo różnych podziałów i nieporozumień, muszą mieć ze sobą kontakt. Jeśli Bóg jest Ojcem, to wszyscy jesteśmy rodzeństwem.

            Szczególna była wypowiedź w panelu dyskusyjnym Żyda mesjanistycznego (uznającego Jezusa jako Mesjasza) oraz pastora na temat tego, co im daje chrześcijaństwo. Dr Richard Harvey powiedział, że jego żydowska rodzina pochodzi z Polski i dzięki Polakom ucieka od Holocaustu. Chrześcijaństwo dla niego to godna podziwu duchowość i teologia. Ujmuje go jak Chrześcijanie potrafią sobie pomagać w potrzebie. Mówił też o przepięknej liturgii. Pastor Jeff Eggers mówił jak odkrył przez nas piękno krzyża. Moc miłości w Jezusie ukrzyżowanym.

            Bardzo ważnym słowem było to skierowane przez Macieja Wolskiego, który mówił, że musimy czuć się posłani do świata. Spotkanie Jezusa zawsze jest automatycznym posłaniem na zewnątrz. Nigdy nie będziemy głosić, jeśli sami nie poczujemy przelewającego się na nas ogromu Miłości Bożej. Obfitość jej w naszych sercach powoduje, że przelewamy ją niejako automatycznie na innych. Szatan chce za wszelką cenę obedrzeć nas z naszej tożsamości, z tego, że jesteśmy ukochanymi dziećmi Boga. Gdy nas przekona, że jesteśmy kimś słabym w Jego oczach, uciekamy od Jego obecności. Nie spotykamy się wtedy z Ojcem i nie czujemy się posłani. Jezus wysłany jest przez Ducha św. na początku na pustynię, aby potwierdzić swoją tożsamość Syna Bożego podczas kuszenia. Jezus wraca już pełny Ducha i przygotowany na swoje dzieło.

            Bardzo dziękuję państwu Wolskim i reszcie z Fundacji 24/7 za stworzenie przez te 2 dni miejsca spotkania różnych ludzi, którzy stworzyli piękną wspólnotę. Za miejsce, gdzie Bóg wielu z nas znów z mocą przypomniał, że chce być dobrym, szalenie kochającym Ojcem. To miejsce było w sercu Warszawy, gdzie objawiło się serce Boga Ojca.

W czym pójść na wesele. XXVIII Niedziela Zwykła 2017

            Dziś mówiłem o czymś innym homilię, ale cały dzień porusza mnie jeszcze jeden motyw z Ewangelii. To właśnie o nim będzie ten tekst. Jeśli ktoś chce usłyszeć Słowo, które mówiłem (to inne) to proszę kliknąć link na dole.

            Na koniec, po absolutnej potwarzy pierwotnych zaproszonych, słudzy zaprosili wszystkich napotkanych. „Złych i dobrych”. Pewnie generalnie zwyczajnych ludzi, a nawet ubogich. Na uczcie tylko jeden z nich nie miał stroju weselnego. Został przez to wyrzucony. Długo myślałem o co chodzi z tym strojem weselnym na przyjęciu. Jeśli byli też i ubodzy to nie mogli sobie kupić szat na wesele króla. Wykwintnych i pięknych, można szczerze dodać. Król oglądając gości nie patrzył na cenę i piękno strojów. Patrzył na schludność. Biedacy mieli swoje łachmany, ale wyprane i ładnie pocerowane. Przygotowali się, mimo że mieli mało środków do tego.

            Często zwalniamy się w dążeniu do świętości lub załamujemy się pogrążając się w rozpaczy mówiąc, że są sfery w naszym życiu, które są grzeszne i kompletnie nie radzimy sobie z nimi. To są nasze łachmany. Dziś król wpuszcza ludzi w łachmanach, ale…. łachmanach, nad którymi się napracowali, żeby były jak najlepsze. Nie martw się, że sobie nie radzisz od wielu miesięcy i lat ze swoimi pewnymi cechami charakteru, nałogami, sferą seksualną. Po prostu ciągle walcz. To jest Twoje przygotowanie łachmanów na wesele po śmierci. Jeśli w ciągu życia wygrasz i uda się je zdjąć i założyć nowe szaty to super. Ale jeśli nie, a upracujesz się walką, ciągle poprawiając schludność starych portek, to jestem przekonany, że Król – Nasz Ukochany Bóg wpuści Cię na wesele, które przygotował. Szczerze mówiąc, to dopiero musi być super impreza.

Moje inne Słowo: https://soundcloud.com/farend-ojp/20171015-1113-01mp3

Boży chińczyk? XXVII Niedziela Zwykła 2017

            Wszyscy dziś oglądają programy kulinarne. Taka moda. Więc większość wie, że dobrym trendem w kuchni jest łączyć nietypowe smaki: słodki z kwaśnym lub słony z gorzkim. Dzisiejsza Ewangelia jest dla mnie osobiście słodko – kwaśna.

            Słodka, bo jak czytam o winnicy to wiem jak Tata Niebieski mnie kocha. Dziś w dwóch miejscach jest napisane o gospodarzu, który z mozołem tworzy jedne z najpiękniejszych miejsc na ziemi, czyli winnice. Wymaga to mnóstwo pracy, co powoduje, że miejsce dla pracującego jest wyjątkowe i cenne. W Ewangelii gospodarz to miejsce oddaje pracownikom. Czytając to dziś bardzo mnie to poruszyło. Robotnikiem jestem ja sam. Pan przygotował dla mnie piękne miejsce na ziemi, w którym mogę funkcjonować, czyli moje życie. Tak łatwo zapominam o wyjątkowości darów Bożych, które są moim udziałem. Tak naprawdę piękna winnica to cała moja historia życiowa, którą przygotował w szczegółach Bóg. Jasne, w swojej głupocie umiem narzekać, że przydałyby się lepsze winogrona, wygodniejsza tłocznia. Zapominam, że wspaniałości swoje mam zupełnie za darmo i powinny mi ciągle przypominać o wielkości Gospodarza. Ale dziś, czytając Słowo doceniam jak w łatwy sposób mam w zarządzaniu świetną winnicę. To jest słodkie, bo mówi o wielkiej miłości Obdarowującego.

            Kwaśna, bo przypomina mi jak w moim życiu mogę być względem Niego niewdzięczny i bezczelny. Moja winnica (życie) powinna służyć mi do ciągłego wzrostu. Moje winogrona powinny obfitować w wino miłości do Gospodarza i do innych. To wino z każdym dniem powinno być coraz bardziej szlachetne. Bardzo często tego nie robię. Źle zarządzam. Więc wysyła mi on pomocników, którzy mają za zadanie pobudzić mnie do dawania owoców. Pomocnicy są różni: moja rodzina, przyjaciele a nawet wrogowie. Zazwyczaj ich przeganiam. Na końcu posłany jest On – Jezus Chrystus. Jest Synem Gospodarza. Czy Jego też przegonię? To już nie kwaśność a gorycz, bo wiem, że jestem w stanie nie słuchać Boga, który posyła mi wiele zadań doskonalących, a ja je lekceważę. Szczyt goryczy jest w tym, że wiem doskonale, że przychodzi do mnie i Jezus. A ja wiem, że potrafię niestety Go odrzucić. A może nawet zabić?

            Słodkość i kwaśność przechodząca w gorycz. Czujesz, że ta Ewangelia robi zamęt w Twojej głowie? Tak ma być….

Pozorant czy Boży wojownik? XXVI Niedziela Zwykła 2017

            Dwie postacie w Ewangelii – dwa możliwe wybory każdego człowieka. Można być kimś, kto boi się sięgnąć po to, co proponuje mu świat. A czasem po prostu jest się leniwym. Bo sięganie to przełamanie komfortu. No i jakieś ryzyko istnieje. Taka postawa wprowadza człowieka w stan gnuśności. Nic go nie cieszy. Zaczyna sam dusić siebie w kłamliwych oparach ciągłego powtarzania, że jest dobrze i nie trzeba się już starać. Można też być kimś zupełnie innym, kto ciągle widzi wyjście. Szklanka przecież do połowy nie jest pusta, ale do połowy pełna. Widzi ciągle jakieś otwarte drzwi i możliwość rozwoju. Przekracza ciągle jakieś granice. Jest radosny, bo widzi ciągle nowe perspektywy w życiu. Niekończące się.

            Dzisiejsza Ewangelia jest właśnie o tym. Te postawy mogą być przez Ciebie stosowane w chrześcijaństwie. Możesz być gnuśnym i znudzonym. Bo mówisz w modlitwie „Pan jest wielki!”, ale to tylko Twoje gadanie. Nie walczysz o relację z Nim i o swoją świętość. W końcu stwierdzisz, że Jezus to nuda i dla starszych babć. Ale Pan dziś wzywa Cię do odwagi wychodzenia i pójścia za Nim, żeby bycie uczniem było realne a nie grą pozorów. Nie mów dziś, że jesteś zbyt słaby. Że się boisz. Drugi syn na początku wprost zbuntował się przeciw ojcu. Ale poszedł, ruszył i został pochwalony. Zmaganie o Twoje bycie z Chrystusem spowoduje, że będą się otwierać coraz nowsze perspektywy i coraz piękniejsze.

            Dzisiejsza walka dwóch synowskich postaw w Ewangelii to walka w Tobie. Kim masz być? Gnuśnym, narzekającym duchowym pozorantem czy kimś z wielkimi perspektywami zachwyconym całym życiem a przede wszystkim chrześcijaństwem?

P.S. Po dzisiejszej homilii podeszła do mnie jedna Pani i podziękowała mi, że powiedziałem o sensie życia. Ciekawe. Moim zamiarem było mówienie o walce o siebie i o pójściu za Jezusem. Stałem z otwartą buzią. I po raz kolejny zrozumiałem, że podczas liturgii to Pan mówi. Tak jak każdy potrzebuje. Mimo że ksiądz postanowi sobie, że o konkretnej rzeczy powie. On mówi – ja tylko otwieram usta.