Okres Bożego Narodzenia 2018.

            Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemięzcy jak w dniu porażki Madianitów. (Iz 9,1-3)

Kochamy Boże Narodzenie!!! Ale dlaczego??? Bo to obraz pięknie ubranej choinki a pod nią żłóbka? Bo jest śnieg, kolędy i Wigilia? Tylko te rzeczy sprawiają, że kochamy te święta? Myślę, że nie. Pan Bóg nas wszystkich stworzył i zostawił w nas kilka iskier. Jedną z nich nazywa się zmysłem wiary. Każdy z nas bez względu na faktyczny stan wiary (czyli jeśli nawet jesteś z daleka od Pana) odruchowo szuka Wszechmogącego i poznaje Jego dzieła. My kochamy Boże Narodzenie, bo nawet podświadomie, właśnie przez zmysł wiary wiemy, że wtedy dzieją się wielkie rzeczy dla nas. Następuje eksplozja Bożej miłości do nas. W Boże Narodzenie Bóg podrzuca bombę atomową o nazwie MIŁOŚĆ do ogródka naszego życia.

            Słowo mocno nam to uświadamia. Pokazuje, jakie cuda czyni dla nas Bóg. „Naród ujrzał światłość wielką”. Ciągle chodzimy w szarości, a nawet w ciemności grzechu. Stąd coraz większy smutek a później depresja. Nie wiemy, gdzie w tej ciemności pójść. Jaki jest cel. I rozbłyska światłość. Mrużysz oczy i po chwili widzisz wszystko zupełnie jasno i przejrzyście. Już wiesz gdzie iść. A to dlatego, że Jezus przyszedł na świat i zaświecił tą jasnością.

            „Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele”. Jezus rodząc się wśród nas daje wreszcie prawdziwą radość. Nasze ziemskie radości są krótki i ulotne. Czasem kiedy ocierają się o grzech lub są grzechem zamieniają się w cierpienie. Gdy Pan się rodzi zmienia to. Daje o wiele większą radość. A te, które są oczyszcza i bardzo pogłębia. Mówi: Ciesz się, bo ta radość, którą masz może się skończyć, ale dostaniesz ode Mnie następne i o wiele większe. I zaczyna się prawdziwa radość.

            „Złamałeś ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu”. Jezus przychodząc do Ciebie chce Cię uwalniać z wszelkiego bagna grzechu. Z czegoś, co Cię boli i zniewala. On przyszedł wziąć to cierpienie na siebie. Gdy będziesz absolutnie otwarty na Niego, zniszczy każde Twoje kajdany.

            Większa radość, absolutne światło i nieskrępowana wolność to właśnie eksplozja tej niesamowitej miłości Boga. Dlatego do Bożego Narodzenia wyrywa się serce praktycznie każdego człowieka.

III Niedziela Adwentu 2017 r.

Pan mnie posłał by głosić więźniom swobodę.

            W czwartek wszyscy z Centrum Formacji Misyjnej po zajęciach językowych udaliśmy się autobusem w stronę Białołęki w Warszawie. Jechaliśmy do Aresztu Śledczego – swoistego więzienia. Tradycją jest, że przyszli misjonarze w adwencie i wielkim poście posługują tam osadzonym więźniom. Znów pojawiły się moje wątpliwości i podszepty diabła, jak zawsze przy tak nietypowym głoszeniu Słowa. Mieliśmy być z siostrą Krystyną na oddziale z ponad setką więźniów. Wiedziałem, że są tam też ludzie z kilkunastoletnimi wyrokami także za morderstwa. Pomyślałem, że spokojnie – jak On mnie posyła to załatwia wszystko. Czy można ogłosić wolność osadzonym na wiele lat? Można! Widziałem jak Jezus poprzez rozmowę, spowiedź i Mszę św. rozbijał najbardziej surowe więzienia w sercach. Swoiste Guantanama z torturami ciemności grzechu i rozpaczy. Ci ludzie zaczęli się uśmiechać i mieli w oczach jasność. Po Mszy św. przyszli nas uściskać i wrócili do swoich cel. Wolność została ogłoszona. Jezus z mocą działał. Prawdziwy adwent.

            Piszę to nie po to, żeby dać świadectwo, jakie to dobre rzeczy mnie spotykają. A może nawet niesłychane – bo cuda Boże wokół mnie ciągle się dzieją. Piszę to, żebyś czuła /czuł, że jesteś powołana/powołany do tego, o czym mówi Izajasz w I czytaniu. Do dźwigania ubogich, głoszenia wolności jeńcom i więźniom. Nie musisz być kimś niezwykłym. Nie musisz być księdzem w więzieniu. Dziś w Ewangelii pokazuje to św. Jan Chrzciciel. Żydzi pytają czy jest kimś niezwykłym. Pytają czy jest powracającym z nieba prorokiem Eliaszem, a może wprost Mesjaszem. Jan odpowiada pięknie i krótko: Jestem kimś zwyczajnym. Jestem tylko głosem na pustyni. Ale za mną idzie Jezus. Dlatego dzieją się wielkie rzeczy przeze mnie i będą się działy jeszcze większe. Jeśli stoi za Tobą Jezus, to Ty stajesz się kimś niezwykłym w całej swojej zwyczajności. Możemy podnosić ubogich i uwalniać uwięzionych. Ale rób to tylko w Jego imię i tylko jako Jego dzieło.

            Czy trzeba iść do więzienia lub do schroniska dla ubogich, żeby tego doświadczyć? Nie. Wokół Ciebie jest wielu ubogich, bo nie mają miłości, akceptacji, czyli Jezusa. Wielu jest uwięzionych na amen przez ciemność grzechu i nienawiści. Do tej pory najprawdopodobniej bałaś/bałeś się do nich iść i głosić. Idź tam z Nim i do nich. Będziesz Izajaszem, Eliaszem i św. Janem Chrzcicielem. I będą działy się cuda.

P.S. Wyobraźcie sobie moje zdumienie kiedy po przyjeździe z więzienia postanowiłem porozważać Słowo na tą niedziele,  a tam zobaczyłem „nieść więźniom swobode.

II Niedziela Adwentu 2017 r.

            Bardzo piękne i wzruszające jest to, że w I czytaniu Pan do nas mówi, że czas naszej poniewierki, niewolnictwa i ciemności się kończy. Mówi o absolutnym końcu bólu. On, który jest miłością, dobrem, pełną akceptacją już idzie. Wszechmoc będzie z Tobą. Wszechmoc dla Ciebie.

            Każdy doskonale zna bliskie mu osoby, które kocha. Wie, co uwielbiają i to, co absolutnie im nie odpowiada. Dziś Pan, ustami proroka Izajasza mówi, czego kompletnie nie lubi… Nie lubi wycieczek górskich, które Mu zapewniasz w swoim wnętrzu! Wnętrzu, które jest miejsce Waszego intymnego spotkania, przebywania i dialogu. Dziś prosi, abyś wyrównał ten teren. Zlikwidował góry, czasem wręcz Himalaje, swojej pychy. Zasypał wielkie doliny swoich słabości i zranień. A zwłaszcza, żebyś zlikwidował Wielki Kanion czarnej rozpaczy, który inaczej nazywa się „Jestem beznadziejna/beznadziejny” i „Nic dla Boga nie znaczę”. Jezus chce, aby światło Jego obecności i miłości rozbłysło w całym Twoim wnętrzu. Jednak nie stanie się tak, gdy Pan będzie za wielką górą lub gdy będzie szedł w bardzo głębokiej dolinie. Cuda się dzieją tylko na równinie!

            Pierwszym człowiekiem Nowego Testamentu, który prawdę o absolutnej nizinie wnętrza zrozumiał i zastosował był św. Jan Chrzciciel. Dzięki temu był tym, który zapowiada Mesjasza. On wyrównał swoje wnętrze wielkim duchowym walcem. Przez to Pan przyszedł do niego z zupełną łatwością i swobodą. Ten jego walec to ascetyczne życie. Egzystowanie na pustyni, ubiór z sierści wielbłądziej, pożywienie z szarańczy to ostateczne rozprawienie się ze swoimi wewnętrznymi górami i dolinami. Pan przyszedł do św. Jana znacznie wcześniej, zanim Jezus przybył z Uczniami nad Jordan, żeby się ochrzcić. Przyszedł duchowo. Przyniósł mu światło, a św. Jan stał się szczęśliwy Bożą obecnością i miłością. Rozbłysnął przez to na pustyni judzkiej dla innych, którzy chodzili z ciemnością i w ciemności. Dlatego tak tłumnie przychodzili do miejsca światła, żeby się ochrzcić. Świadectwo Jana nie polega na wielkiej mądrości czy donośnym głosie, ale na tym, czego wielkiego dokonał w nim wcześniej Pan.

            I Ty jesteś powołany do tego wszystkiego. Z pomocą Pana wyrównaj swoje wnętrze. On jest bardzo chętny, by w tym pomagać, wykonując więcej pracy niż Ty sam. Niech przyjdzie później ze swoim światłem. Rozjaśni wielkim blaskiem Twoje wnętrze. A Ty staniesz się światłem dla innych.

            Drogi Czytelniku, nie chcę Cię jeszcze bardziej podkręcać, ale nie mogę o tym nie napisać. Św. Jan Chrzciciel mówił, że Jezus nie będzie chrzcił wodą tych, których spotka i tak rozjaśni Swoim blaskiem. On będzie chrzcił Duchem Świętym. Pierwszymi, którzy dostali taki chrzest byli Apostołowie w dniu Pięćdziesiątnicy. Po tym wydarzeniu działali wielkie dzieła, a Słowem i swoim życiem pociągali całe rzesze ludzi. Każdy, kto jest ochrzczony Duchem Świętym działa cuda w tych zadaniach, które daje mu Ojciec niebieski. Dokonuje rzeczy ponad swoje najśmielsze wyobrażenia. Miej świadomość tego, że po spotkaniu ze Światłością Świata będziesz ochrzczony Duchem Świętym i będziesz posiadał taką samą moc jak św. Jan czy Apostołowie!

Jesteś dla Boga cudem stworzonym do czynienia cudów!

Marana Tha – przyjdź, Panie Jezu!

I Niedziela Adwentu rok 2017.

                Dzisiejsza Liturgia Słowa kieruje naszą uwagę na bardzo konkretną sprawę. Wskazuje, że poważnym problemem jest to, że my nie wiemy tak naprawdę kim jesteśmy. Ewangelia mówi wprost – zostałeś zarządcą domu Wszechmogącego Gospodarza. Sęk w tym, że zapominasz o tym, że jesteś dla Niego kimś, kto jest absolutnie godny zaufania. Zostawia Ci przecież swój dom. Coś bardzo bliskiego. Zapominasz, że jesteś Jego „prawą ręką”. A na koniec zapominasz, że On powróci do swojej własności.

            Podkreśla to I czytanie. Piękne, bo mówi o każdym z nas. Wiesz o tym, że On jest Stworzycielem a Ty stworzeniem. On Garncarzem a Ty gliną. Ale co z tego?! Wszystko wydaje się w Twoim życiu płytkie i pozbawione sensu. Nic nie znaczy, że jesteś najdroższą perłą dla kochającego Ojca. Kiedy jest źle, nie łapiesz się Jego. Nie uciekasz w Jego wszechmocne ramiona. Nie pamiętasz, że Twoje powołanie, a więc wszystko co robisz, to działanie w Jego domu.

            Adwent. To wyrwanie się z ułudy płycizny. Jezus chce przyjść do Ciebie bardzo konkretnie, ale nie po to, żeby Cię twardo rozliczyć. Chce przyjść albo delikatnie, albo czasem mocno wstrząsając i powiedzieć z czułością: „Spójrz na Mnie. Przypomnij sobie, kim tak naprawdę dla Mnie jesteś. Twoje życie to nie płycizna. Zacznij z pasją i radością działać w Mojej własności, czyli w tym, co masz”.

            Po co Jezus to robi? Aby, gdy przyjdzie na końcu czasów (naszych lub świata), zastał nas czuwających z radością i głębią w oczach. Wtedy każe nam zasiąść przy stole i nam, swoim sługom, będzie usługiwał.

Marana Tha. Przyjdź, Panie Jezu.