Dzisiejsza Liturgia Słowa kieruje naszą uwagę na bardzo konkretną sprawę. Wskazuje, że poważnym problemem jest to, że my nie wiemy tak naprawdę kim jesteśmy. Ewangelia mówi wprost – zostałeś zarządcą domu Wszechmogącego Gospodarza. Sęk w tym, że zapominasz o tym, że jesteś dla Niego kimś, kto jest absolutnie godny zaufania. Zostawia Ci przecież swój dom. Coś bardzo bliskiego. Zapominasz, że jesteś Jego „prawą ręką”. A na koniec zapominasz, że On powróci do swojej własności.
Podkreśla to I czytanie. Piękne, bo mówi o każdym z nas. Wiesz o tym, że On jest Stworzycielem a Ty stworzeniem. On Garncarzem a Ty gliną. Ale co z tego?! Wszystko wydaje się w Twoim życiu płytkie i pozbawione sensu. Nic nie znaczy, że jesteś najdroższą perłą dla kochającego Ojca. Kiedy jest źle, nie łapiesz się Jego. Nie uciekasz w Jego wszechmocne ramiona. Nie pamiętasz, że Twoje powołanie, a więc wszystko co robisz, to działanie w Jego domu.
Adwent. To wyrwanie się z ułudy płycizny. Jezus chce przyjść do Ciebie bardzo konkretnie, ale nie po to, żeby Cię twardo rozliczyć. Chce przyjść albo delikatnie, albo czasem mocno wstrząsając i powiedzieć z czułością: „Spójrz na Mnie. Przypomnij sobie, kim tak naprawdę dla Mnie jesteś. Twoje życie to nie płycizna. Zacznij z pasją i radością działać w Mojej własności, czyli w tym, co masz”.
Po co Jezus to robi? Aby, gdy przyjdzie na końcu czasów (naszych lub świata), zastał nas czuwających z radością i głębią w oczach. Wtedy każe nam zasiąść przy stole i nam, swoim sługom, będzie usługiwał.
Marana Tha. Przyjdź, Panie Jezu.