VI Niedziela zwykła 2018 r.

            Dla wszystkich to była straszna i tragiczna choroba – trąd. Można było zarazić się nią szybko i przez nieostrożność. Prowadziło to do powolnej i niechybnej śmierci. Stąd przepisy Prawa mówiące, iż chorzy mają z daleka oznajmiać, że są zarażeni. Aby wszyscy wiedzieli o ich chorobie mieli mieć podarte i w nieładzie ubrania, potargane włosy, zasłoniętą twarz i mieli krzyczeć oznajmiając tym samym swoje nieszczęście. Umierali samotnie i powoli. Od małej plamki na ciele aż do opanowania przez trąd wszystkich członków ciała.

            Widzę dużą analogię tej choroby do grzeszności człowieka. Też zaczyna się od małego flirtu ze złem. Niby niewinnego. Ale diabeł wciąga w swoją grę człowieka aż grzech opanuje całe życie wewnętrzne. Człowiek czuje się źle, snuje się w swoim życiu z poczuciem bezsensu i traci ludzi wokół. Ciężko jest wejść w relacje z człowiekiem, który sam skrzywdził się złem. Nie potrafi on kochać, bo ma w sercu ciemność. Trąd ducha zbiera tak samo duże żniwo wśród ludzi jak kiedyś trąd na ciele.

            Ratunkiem jest Jezus. On bezgranicznie kocha każdego trędowatego. Nie odwraca się z grozą widząc zdeformowane ciało lub wnętrze przez obydwie choroby. On z miłością i czułością patrzy na ukochane dzieci Ojca. Uzdrawia i oczyszcza dając nowe, pełne ciepła, szczęścia i światła życie. Nie zwlekaj za każdym razem, gdy jesteś chory. Idź do Jezusa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *