IV Niedziela Wielkanocna 2018 r.

Jak kochasz to jesteś odpowiedzialny za osobę, która jest obiektem Twojej miłości. Odpowiedzialność to bycie na dobre i złe. To także poświęcenie wielu swoich cennych rzeczy i rzeczywistości. Dlatego nie wierzę, że ktoś kocha, jeśli jednocześnie nie potrafi wciąć odpowiedzialności za osobą kochaną, mimo iż zawarł związek małżeński. A to się zdarza.

Dziś Jezus o tym mówi w kontekście swojej miłości do nas. Pokazuje najpierw w Ewangelii pastuchów i najemników. Nie potrafią oni wziąć odpowiedzialności za owce i nie stają w ich obronie przed wilkami. Bo nie kochają stada.

Jezus jest całkiem innym pasterzem. W ogromnej miłości jest całkowicie odpowiedzialny za stado. W Piśmie Świętym pokazują to obrazy ukazujące Go jako pasterza. On karmi, poi, przeprowadza przez ciemną dolinę. Zagubioną owcę długo szuka, aż do końca. Wielka odpowiedzialność oznacza wielką miłość.

Ale Jezus idzie jeszcze dalej. To, co napiszę będzie brutalne, ale prawdziwe. Każdy ziemski pasterz – właściciel stada zwierząt, które jest mu drogie, ma jednak w głowie myśl, że i tak kiedyś zwierzęta będą musiały oddać życie. Bardzo często w rzeźni. Po to one też są hodowane. Inność Jezusa polega na tym, że w swojej miłości przekracza i niweczy naszą śmierć. Abyśmy my, Jego owce, nie pomarli, staje się kamieniem odrzuconym. Jest wzgardzony i sponiewierany a całą naszą śmierć bierze na siebie. To pasterz, który umiera, aby owce nie umierały. Nie tylko mamy od Niego wszystko co dobre, ale dzięki Niemu nie dotyka nas śmierć wieczna. Umieramy tylko na ziemi, bo to jest próg przejścia, by mieć prawdziwe życie bez końca.

Piszę to dlatego, abyś się zakochał w tym Pasterzu. Jest On w stanie zrobić dla Ciebie wszystko, abyś już nigdy nie zapragnął innych łąk niż Jego. Po co szukać i odchodzić, jeśli tutaj, w Jego owczarni jest wszystko? U tego Pasterza odpowiedzialność łączy się z miłością do przelewu krwi. Nikt w taki sposób nie traktował Cię, nie traktuje i nie będzie traktował. Tylko Jezus – pełnia miłości.

III Niedziela Wielkanocna 2018 r.

                Marketing jest wszechobecny. Liczy się tylko zysk. Pokazuje się tylko dobre strony firm, rzeczy, pracowników. Ukrywa się najmniejszą wadę czy uchybienie. Produkt jest najlepszy. A ludzie tylko specjalistami.

                Przekłada się to także na nasze życie. Człowiek od zawsze nie lubi pokazywać swoich wad. Ale dziś obsesyjnie już walczy, żeby dobrze wypaść i aby nikt źle nie pomyślał. Robimy to także w stosunku do Pana Boga. Łatwo moglibyśmy pochwalić się uczestnictwem w Eucharystii, Komunią św. czy dobrą modlitwą. Ale słabości i grzechy?! O nie! Ja takich nie mam. I zastawiam swoim „ja” dostęp do swojego bagienka grzechów i słabości. Może Bóg nie zobaczy. A z czasem broniąc dostępu coraz mocniej zaczniesz sobie wmawiać, że tego szlamu nie ma. Boisz się, bo myślisz, że Bóg w swojej świętości odrzuci Cię i nie zaakceptuje.

                Dzisiejsze Słowo Boże mówi co innego. Bóg doskonale wie o Twoich słabościach. Omija Twoją dobrą stronę i jeśli tylko Mu pozwolisz pobiegnie do Twojego bagna, żeby je osuszyć uzdrawiając swoją mocą Twoje wnętrze. Mówi o tym z mocą dzisiejsze Słowo Boże. W I czytaniu św. Piotr głosząc wypomina swoim braciom Żydom najgorsze rzeczy. Mówi, że zabili swoimi rękami Syna swojego Boga. Unicestwili Go nikczemną śmiercią, opluwając Jego godność. Co więcej, woleli uwolnić mordercę Barabasza niż swojego Mesjasza. Okropność! Jednak w tym krytycznym miejscu głoszenia mówi swoiste i uzdrawiające „ALE”. Ale to nic. Bóg wie, że działaliście w nieświadomości. Przez to wypełniły się proroctwa i świat został zbawiony. Teraz, jeśli się nawrócą Bóg mimo wszystko przyjmie ich jako swoje dzieci. On chce wejść do tych najgorszych w nich rzeczy i dać im zbawienie.

                W Ewangelii Jezus koncentruje się na słabych stronach Apostołów. To je chce leczyć i uzdrawiać. W dzisiejszej Ewangelii widać jak na dłoni, że to brak wiary i zaufania. Zobacz, że Apostołowie mają już kilku realnych świadków, którzy zaświadczają o Jego powstaniu z martwych. Ostatni to uczniowie z Emaus, którzy z Jezusem jedli i rozmawiali. Mimo to, gdy pojawia się Zmartwychwstały to boją się i myślą, że to duch. Jezus widząc ten ogrom braku wiary od razu to leczy. Robi to w piękny sposób. Każe się dotknąć. A później wypowiada to ciekawe pytanie: Macie coś do jedzenia? I zaczyna jeść. Nie gani i nie wypomina. Idzie do słabości i szybko z niej wyrywa.

                Słowo ma przesłanie dla Ciebie jedno. Przed Panem Bogiem nie musisz być genialnym. Nie ukrywaj tego, co złe. Nie musisz mieć świetnego duchowego P.R. On wie doskonale jaki jesteś i kocha Cię właśnie takiego. Pierwsze co chce to żebyś przestał robić uniki i chować Twoje osobiste zło. Bo od razu chce tam wejść i wyrwać Cię z tego. Zmartwychwstały leczy od razu.

Niedziela Miłosierdzia 2018 r.

            Dziś wszyscy lubimy być specjalistami. I to w każdej dziedzinie życia. Udajemy, że znamy się na wszystkim i wszystko wychodzi nam perfekcyjnie. Tak uczy nas świat, który zakazuje wręcz pokazywania swoich słabości. Trzeba się wylansować. Robimy to także w dziedzinie życia duchowo-moralnego. Niestety tu zawsze spotykamy się z ogromem swoich słabości. Sam wiesz, ile razy już pracowałeś nad swoja wadą główną czy konkretnym grzechem. Ile było już prób bycia w tej dziedzinie czystym? A to tylko jeden grzech. A problemów jest o wiele więcej. Stając w prawdzie można spokojnie stwierdzić, że jestem totalnie słaby. Nie dorastam do obrazu, który dziś pokazuje nam I czytanie z Dziejów Apostolskich. Tam pierwsi chrześcijanie żyjąc mocą Chrystusa Zmartwychwstałego tworzą piękne wspólnoty, w których każdy chciałby żyć. Podsumowując: jestem pewien, że chcesz być najlepszy we wszystkim, dlatego na poziomie duchowo-moralnym doznajesz ciągle poczucia bankructwa. Aż do stwierdzenia – po co to wszystko.

            Jezus w tej kwestii jest pełni świadomy naszej pustyni duchowej i wiecznej przegranej. Dlatego w nowości Kościoła po Zmartwychwstaniu pierwsze co niesie to zawsze nowy start. Zobacz, w dzisiejszej Ewangelii Jezus Zmartwychwstały spotyka się po raz pierwszy ze swoimi Apostołami po swojej śmierci. To co chce im zakomunikować jako pierwsze, czyli wyjątkowo ważne to to, że mają od teraz iść i nieść odpuszczenie grzechów każdemu wierzącemu.

            Dla Jezusa nie jest ważne, że nie jesteś idealny. Taki to będziesz po swoim zbawieniu. Dla Niego najważniejsze jest, że zawsze się podnosisz. Chociaż może to jest tysięczny raz. Idziesz mimo wszystko, bo to jest wezwanie Pana. Dlatego odpuszczenie grzechów to pierwsze posłanie. Dawać ciągle i na nowo konto zerowe. Piszę to dlatego, bo to najgłębszy sens Bożego Miłosierdzia, które dziś świętujemy. Rozlewa się ogromem fal po to, żeby potykający się człowiek powstawał i doszedł do miejsca, gdzie pragnie go Bóg – do zbawienia. Ono nie jest dla ludzi idealnych, ale dla normalnych, opierających się w swoim życiu na Ojcu, który zawsze wybacza i prowadzi.

Niedziela Zmartwychwstania!

My Polacy uwielbiamy wolność. Może dlatego, że ciągle ktoś próbował nas zniewolić i zniszczyć. Stąd też uroczyście obchodzimy ten rok jako 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Ale tęsknimy też za tą wolnością wewnętrzną. Choć na zewnątrz jesteśmy ludźmi wolnymi, to wewnątrz, w mniejszym lub większym stopniu – jesteśmy niewolnikami. Tak często w głębi siebie jesteśmy zniewoleni przez ból fizyczny czy psychiczny, problemy, kompleksy, rany zadane przez bliskie osoby, bojaźń o przyszłość. Dochodzą do tego nałogi, grzechy i słabości, które determinują nasze zachowania.

Jezus w dniu swojego zmartwychwstania ogłasza totalną wolność. Ten, który był zniewolony przez przeciwników, związany, biczowany i odrzucony przez wszystkich; Ten, który był zniewolony przez unieruchomienie Jego członków przez przybicie do krzyża umarł, a przecież w zmarłym nie ma krzty wolności. Co za paradoks… Dziś jednak Jezus odrzuca wszelkie więzy i zmartwychwstając ogłasza wolność każdemu, kto Jemu uwierzy.

Każdy, kto spotkał Jezusa, uwierzył w Niego i uwierzył Jemu, staje się wolny. Maria Magdalena, która uwierzyła przestaje być niewolnicą głębokiego i przygniatającego smutku po śmierci swojego Pana. Św. Jan i św. Piotr zrzucają jarzmo totalnego zawodu, że Ten, który był wszystkim poniósł sromotną klęskę. Żydzi nie uwierzyli w Niego i zabili straszną śmiercią. Oto teraz apostołowie wiedzą, że Jezus zmartwychwstał i jest Panem wszystkiego. Niosą innym apostołom tą wielką uwalniającą wiadomość.

W I czytaniu widzimy Korneliusza, który jest setnikiem, a więc wysoko postawionym rzymskim urzędnikiem wojskowym. Pewnie poznał religię żydowską i fascynował się Bogiem Jahwe. Jednak nie miał do Niego przystępu, ponieważ był poganinem. To były jego więzy w relacji do Boga Ojca. Dziś spotyka się z Jezusem Zmartwychwstałym poprzez słowa św. Piotra. Dowiaduje się, że również za niego Jezus umarł i zmartwychwstał, aby mógł być jego najbliższym i jedynym Panem, by miał prawdziwe życie. Więzy bycia gojem (poganinem) upadły. Spotkania ze Zmartwychwstałym dają totalną wolność. Dają zupełnie nowe życie i perspektywy. Człowiek wtedy nie męczy się duchowo drepcząc ze spuszczoną głową, ale wręcz lata i patrzy w kierunku Nieba.

Dziś przychodzimy do pustego grobu pełni różnych zniewoleń. Bolą nas one i często przygniatają do ziemi. Każdy z nas ma swoje, każdy doświadcza i przeżywa je na swój sposób. Ale na te wszystkie trudne i bolesne doświadczenia, na nałogi i paraliż w sercu jest jedno rozwiązanie. Dziś zrób to, czego dokonali w swoim życiu świadkowie zmartwychwstania. Uwierz, że Jezus umarł i zmartwychwstał dla Ciebie; uwierz, że jesteś ukochanym dzieckiem Boga Ojca, że jesteś tak bardzo cenny i ważny w oczach Boga, że poświęcił swojego Syna dla Ciebie. Musisz nie tylko w Niego uwierzyć, ale też i uwierzyć Jemu. Ofiaruj Mu swoje życie. Potraktuj Go jako Pana, który jest królem wszystkiego. On chce, abyś wierząc brał udział w Jego mocy. Wtedy będziesz absolutnie wolny.