XXVI Niedziela Zwykła 2018 r.

            Dzisiejsze Słowo Boże jest bardzo piękne, bo mówi, że Pan Bóg jest hojny w rozdawaniu swojej miłości. Nie ogranicza się do grupy ludzi, którzy według naszego szufladkowania najbardziej się nadają do tego, aby być bliskimi Wszechmogącemu. Dziś Słowo pokazuje, że każdy może być umiłowanym człowiekiem „bożym”. W I czytaniu jest mowa o udzieleniu wielkiego daru proroctwa wybranym 70 starszym. Wybrani i poważani. Wydawałoby się, że tylko oni mogą być obdarowani i dokona się to tylko w szczególnym miejscu Bożej obecności. Jednak historia ta pokazuje coś zupełnie innego. Dwóch ludzi spoza tego grona i w obozie wśród innych, koło swoich namiotów dostaje ten dar. Podobna sytuacja dzieje się w Ewangelii. Apostołowie z przerażeniem mówią, że ktoś obcy wyrzuca złe duchy w Imię Jezusa. Przecież to niemożliwe. Robi to Mistrz no i oni. To oni są wybrani, stanowią grupę najbliższych Jezusowi. Nie może być ktoś inny. Dlatego Jezus delikatnie i logicznie im tłumaczy. Mówi, że ten ktoś, kto Go wyznaje także jest  Jego uczniem. Bo wielkie rzeczy robi w imię Jego, a więc Jego mocą. Z czasem nauczą się tej rzeczywistości. Wtedy, kiedy zobaczą po Zesłaniu Ducha św., że budują Królestwo Boże nie tylko Żydzi, ale także poganie o różnym kolorze skóry i językach. A kolejnym apostołem staje się morderca chrześcijan o imieniu Szaweł.

            To piękne Słowo dane nam dziś przez Ojca. Nie ma ludzi lepszych i gorszych dla Niego. Nie ma VIP-ów dla Królestwa Bożego. Nie ma lepiej predestynowanych i o lepszych cechach. Każdy może być ogarnięty Jego miłością i uzbrojony w wielkie dary. Trzeba tylko iść przez życie w Jego imię. To oznacza wierzyć Bogu i ufać, mając Go jako najważniejszą i jedyną wartość.

            W tej jakże pięknej rzeczywistości, myślę że jest także i przestroga, która dotycz każdego z nas. My, będąc chrześcijanami lubimy szufladkować innych co do tego, jacy są w Kościele. Zazwyczaj myślimy, że nasza droga do Jezusa jest tą najwłaściwszą. Z powątpiewaniem można wtedy oceniać inne drogi. Ludzi, którzy codziennie są na Mszy lub chodzących tylko w niedziele. Innych modlących się na różańcu lub też nie modlących się na nim wcale. Będących w jakiejś wspólnocie. Lub też gorzej oceniać tych co nie należą do wspólnot. Zazwyczaj ta odwrotność nasza wydaje się gorsza. To ci, co są w obozie i mało rozumieją. Popatrz dziś na Słowo i zobacz, że każdy kto robi te rzeczy w imię Jezusa dostaje Jego miłość, akceptację i dary. Twoja droga do zbawienia jest tylko i po prostu inna.

XXIV Niedziela Zwykła 2018 r.

            Dzisiejsze Słowo tak naprawdę mówi o dwóch rzeczywistościach. Pierwszą jest coś, co dotyczy praktycznie wszystkich ludzi a jest nią lęk przed tym, co będzie i lęk przed utratą czegoś ważnego. Druga rzeczywistość to lek na tą pierwszą, bardzo bolącą rzeczywistość. Jest nią bezgraniczne zaufanie Bogu. To mają tylko prawdziwie i mocno wierzący. Dziś Ojciec przeprowadza nas od lęku do zaufania, lecząc nasze najgłębsze obawy.

            W I czytaniu widzimy fragment, który nazywa się „Pieśnią o słudze Jahwe”. Pokazuje człowieka, który jest w pełnym zaufaniu do Boga. Jego wiara pomaga mu przezwyciężyć każde prześladowanie. Ufność daje mu tyle sił, że potrafi stracić wszystko, gdy jest prześladowany za wyznawanie wiary w Boga. Umie stracić godność i  ponieść ból fizyczny. Nawet gdy jego oprawcy będą chcieli wchodzić z nim w spór, on jest w stanie im wszystkim stawić czoła. Podsumowuję: „Oto Pan Bóg mnie wspomaga! Któż mnie potępi?”

            W II czytaniu Paweł mówiąc o uczynkach wynikających z wiary, pyta o zaufanie do Boga. Stwierdza, że jeśli wierzysz jako chrześcijanin to pokaż to czynami świadczącymi o wielkim zaufaniu do Wszechmogącego. Nie bój się tracić czegoś z siebie. Dziel się rzeczami materialnymi. Tym co masz a nie tym co Ci zbywa. Oddaj swoją dumę i zdanie, jednocząc się z wrogami. Przestań patrzeć na swoje „ja” w kontakcie z bliskimi. Ważna jest tylko ta druga osoba. Wiadomo, że obrona tego wszystkiego wynika z poczucia, że wiele rzeczy można bezpowrotnie utracić. Ale Ty jesteś chrześcijaninem i to Wszechmocny Ojciec się Tobą opiekuje. On zapewni Ci wszystko. Brak takiego myślenia powoduje, że nie ma uczynków wiary i wiara jest zwyczajnie martwa. A to oznacza głęboki niepokój w życiu.

            W Ewangelii Jezus na przykładzie swoich apostołów pokazuje jak przejść ze stanu lęku do zaufania, a co za tym idzie do pełnego spokoju. Droga jest jedna:  zapytać się siebie kim jest dla mnie Jezus Chrystus. Może być figurą w kościele albo mityczną postacią, którą w naszej kulturze się wyznaje jako boga (mała litera nie jest przypadkowa). Może być tylko Bogiem na niedzielę i to na godzinę, później wypada z gry Twojego życia. Tylko świadoma, stwierdzająca prawdę odpowiedź, że Jezus jest realnym Panem całego Twojego życia leczy ze strachu, daje spokój w tym życiu i daje zbawienie. On jest wszechmogący w Twoim życiu. On kocha i się opiekuje. Jest dawcą wszystkiego. Nie da się powiedzieć, że jest Panem życia jeśli mówiący nie jest do tego do końca przekonanym. Bo życie bardzo szybko to zweryfikuje. Zobacz, u św. Piotra następuje to bardzo szybko. Przed chwilą wyznał Jezusa Synem Bożym – Mesjaszem. Ale kiedy Jezus mówi, że umrze to protestuje. Jeszcze nie jest gotowy w pełni zaufać. To dlatego protestuje przed stratą najcenniejszej osoby, swego Mistrza. Dlatego Jezus w ostrych słowach mówi mu, że to nie jest ta właściwa droga. Droga wiary i zaufania jest zupełnie inna.

            Chcesz ciągle się bać niszcząc siebie i swoje relacje z ludźmi? Czy chcesz korzystać z życia w dobry sposób ufając Bogu? Odpowiedź jest właściwie sprawdzeniem na ile jesteś Jego uczniem.

XXXIII Niedziela Zwykła 2018 r.

Słysząc tą Ewangelię spróbuj się wczuć w sytuację życiową człowieka głuchoniemego, ale tego sprzed spotkania z Jezusem. Jak ograniczone musiał mieć możliwości kontaktu ze światem. W tamtych niełatwych czasach oznaczało to, że był absolutnie sam przez całe dotychczasowe życie. Dochodzi do tego jeszcze ból czucia się niepotrzebnym innym. Ta chwilowa empatia Jezusa w stosunku do tego niepełnosprawnego człowieka pokazuje jak wielkiego cudu On dokonał, jak bardzo zmienił życie tego człowieka. Pod każdym względem jego życie stało się o niebo lepsze.

Każdy z nas w swoim wnętrzu, w swoim życiu osobistym ma sferę „głuchoniemości”. To grzech, złe relacje, pewne cechy charakteru. To powoduje, że nie potrafimy we właściwy, dobry sposób kontaktować się z innymi. Często osłabia to, w mniejszy lub większy sposób, poczucie naszej wartości. Dzisiejsza ewangeliczna historia o uzdrowieniu głuchoniemego to zaproszenie do uzdrowienia Twojej „głuchoniemości”. 

Pierwszą rzeczą, którą musisz mieć to wiara. Człowiek z Ewangelii bez wątpienia ją miał. Uwierzył, że stoi przed nim Syn Boży, który może zmienić diametralnie jego życie. Zauważ, że Jezus nie uzdrawia i nie czyni znaków, gdy ludzie w Niego nie wierzą. Przykładem jest historia Jego pobytu w rodzinnym mieście. Tam w Niego zwątpili, a Słowo Boże mówi, że właśnie z tego powodu nic tam nie uczynił. Aby rozpoczął się Twój proces uzdrawiania, musisz uwierzyć, że tylko Jezus może uczynić w Tobie wielki cud. Musisz uwierzyć realnie w Jego osobę i Jego moc, która chce się rozlewać.

Druga rzecz to nie bać się powierzyć tej czarnej sfery Jezusowi. Każdy wstydzi się i ukrywa to, co jest w nim słabe, złe. Robi to przed innymi ludźmi, ale przede wszystkim przed Bogiem. Ale zauważ – Bogu nie jest straszna ta rzecz ani też nie wywołuje ona u Niego gniewu. Bóg chce wchodzić mocno w tą sferę. Zobacz, że Jezus dziś chce zostać sam na sam z głuchoniemym. Podkreśla swoją bliskość w tym cierpieniu poprzez włożenie palców do niesłyszących uszu i poprzez dotknięcie śliną niemówiącego języka. On chce być blisko człowieka, w szczególny sposób w jego cierpiącej sferze życia.

Ostatnia rzecz w procesie uzdrawiania w Ewangelii jest bardzo ciekawa, żeby nie stwierdzić kuriozalna. Jezus nie pozwala mówić nikomu o tym, co się stało. A stała się przecież rzecz wielka. Postępuje sprytnie i pedagogicznie. Pokazuje w ten sposób, że mimo zakazowi świadkowie ani sam uzdrowiony nie potrafią milczeć. Nie potrafią być niemi wobec wielkich dzieł Bożych. To wskazówka dla Ciebie. Jeśli nie potrafisz mówić o Jezusie innym w swoim życiu, w swojej codzienności to znaczy, że nigdy tak prawdziwie Go nie spotkałeś i nie pozwoliłeś w zaufaniu działać Mu w Twoim życiu. Ale to nie jest powód do wstydu w kontekście tej myśli. Raczej powinieneś czuć wezwanie do działania w sferze ducha, bo przed Tobą wielkie rzeczy. Twoje życie może diametralnie zmienić się na lepsze.

XXII Niedziela Zwykła 2018 r.

Dzisiejsza Ewangelia jest kluczem do zrozumienia chrześcijaństwa. Jest duchowym narzędziem do sprawdzenia czy w ogóle jesteś uczniem Jezusa, czy rozumiesz co to jest Kościół, czy tylko wykorzystujesz Kościół do własnych, przyziemnych i osobistych celów, bez względu na to czy jesteś osobą duchowną czy świecką.

Apostołowie przestali robić te wszystkie rzeczy żydowskie, które przewidywało prawo, ponieważ spotkali prawdziwego Boga – Jezusa Chrystusa. Żydzi pozostają na etapie używania Boga do swoich celów. Ich swoista pobożność z obmyciami i ofiarami służyła do okłamywania swojego serca, że jest się w porządku w życiu duchowym. Czasem wiara służyła im do wywyższania się przed innymi. A czasami, jak w przypadku kapłanów, dawała pewną władzę duchową nad innymi. Dlaczego posuwam się do takiej oceny? Mówi o tym Ewangelia. Jeśli nie ma spotkania we wnętrzu człowieka z prawdziwym Bogiem, wtedy wychodzą z niego bardzo złe rzeczy. Najpierw złość na swoje życie, potem złe sądy nad innymi. Zaczyna panować grzech. Na końcu zaczyna się nienawiść do innych, a po cichu także i do siebie. Tutaj też leży odpowiedź na wiele przypadków samobójstw. 

Apostołowie mają Jezusa. Ich serca zaczynają się zmieniać. Robią to, co najważniejsze – poznają i zbliżają się do Boga. Odczuwają coraz większy spokój i spełnienie. Nie muszą czynić żydowskich zwyczajów.

Zobacz w swoim życiu, czy Bóg jest dla Ciebie prawdziwym kimś czy tylko czymś. Czymś, czym zaspokajasz swoje przyziemne pragnienia albo Kimś, kto jest z Tobą realnie, przemieniając Twoje życie i dając pokój i dobro, które przepełniają człowieka i wylewają się na innych. 

Jest to o tyle ważne, bo ma niesamowite konsekwencje w życiu. Myślę, że tu też leży klucz do zrozumienia, dlaczego ostatnio Kościół jest tak bardzo poraniony.