Marzenie wielu wierzących i przekleństwo dla zideologizowanych ateistów – zobaczyć Boga twarzą w twarz. My, Jego uczniowie mamy zapewnienie, że nastąpi to po naszej śmierci. Ale my marzymy o tym, co teraz. Chociażby tak jak Abram w pierwszym czytaniu. Zobaczyć przynajmniej jakiś cud, który świadczy wprost o Jego obecności i żeby nie można byłoby przez chwilę zwątpić, że to Wszechmocny. Tyle spraw byłoby wtedy rozwiązanych. Nie wątpiłby nikt a wiara byłaby taka łatwa. No właśnie! Jak zobaczyłbyś Boga to już nie wiara. Nie mógłbyś powiedzieć: Wierzę w Boga. Musiałbyś powiedzieć: Mam wiedzę, że Bóg jest, bo sam widziałem. Wiedza zastąpiłaby wiarę. A Słowa w Piśmie Świętym mówią: „Sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia.” (Rz 10,10). Czy bylibyśmy zbawieni?
Piszę to, bo wiele osób marzy, a czasem wręcz biega w szukaniu cudów po to, żeby potwierdzić swoją wiarę. Zawsze wspominam pewną sytuację. U mojego kolegi księdza w parafii odbywają się Mszę Święte z modlitwą o uzdrowienie. Kiedyś dzwoni do niego pewna pani mówiąc, że jest z daleka. Istotą jej rozmowy było to, żeby powiedział czy mają udokumentowane uzdrowienia podczas tej Mszy, bo nie wie czy przyjeżdżać. Gdzieś w nas istnieje przemożna chęć dotknięcia wprost Boga.
Dziś taka ekspozycja Boga w swojej chwale dokonuje się w historii ewangelicznej, której doświadczają trzej uczniowie. O szczęśliwcy, każdy z nas by powiedział. Ale czy naprawdę Bóg nie daje nam się duchowo dotknąć w wielu miejscach swojego Kościoła? Czy nie mamy cudu nad cudami, jakim jest Eucharystia, gdzie Twój Mistrz na ołtarzu umiera za Ciebie i zmartwychwstaje a potem chce, abyś Go spożył (powiedzmy to wprost: zjadł), bo tak bardzo chce być blisko Ciebie? W sakramencie pokuty dotyka i oczyszcza Twoje serce. Na modlitwie czule potrafi obejmować z akcepcją i szeptać najlepszy plan na Twoje życie.
Spytasz: Dlaczego tego nie czuję?! Czytam właśnie książkę „Ogień w moim sercu” autora, którego słuchałem z wielkim zainteresowaniem na warszawskim spotkaniu „Serce Dawida”. To Johanes Hartl, doktor teologii i ewangelizator, ale przede wszystkim organizator i twórca Domu Modlitwy w Niemczech, gdzie ludzie modlą się 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. On opisując ten problem nieczucia duchowego Boga opowiada jedną z historii swojego życia. Kiedyś ojciec wziął go do słynnej winnicy. Tam właściciel dał im kieliszek wina i kazał spróbować. Młody Johanes poczuł, że wino jest dobre, ale niczym nie różniło się od droższych win, które kupował na specjalne okazje w Lidlu. Za to właściciel zaskoczył ich totalnie mówiąc o wielkiej cenie tego wina i wymienił wiele nut smakowych, które w nim czuje: truskawki, wiśnie, kwiaty, dżem truskawkowy, banan, chleb tostowy, świeżo parzona kawa. Johanes był zadziwiony, bo czuł tylko dobre wino. Właściciel winnicy wytłumaczył mu, że to się czuje kiedy ma się wyćwiczone kubki smakowe. Trzeba wielu lat smakowego obcowania z tymi trunkami, żeby doświadczać później różnych nut rozkoszy tego szlachetnego trunku.
Nie czujemy duchowo Boga, bo nie obcujemy z Nim. Uciekamy przed rozmową, bo diabeł wmówił nam, że to głupie, staromodne i nieskuteczne. Świat tak zajął naszą głowę, że nawet w czasie Mszy nie jesteśmy świadomi, Kto tak naprawdę jest naprzeciwko nas. Jeśli chcesz doświadczyć Boga, zacznij ćwiczyć swoje duchowe odczuwanie. Powoli próbuj smakować obecności Bożej w osobistej modlitwie, Eucharystii i Adoracji. Z czasem w tych ćwiczeniach duchowych rozsmakujesz się i zaczniesz słyszeć Boga, który delikatnie mówi i rozpoznasz w tym realne nuty świętości, wszechmocy i wielkiej miłości.