Słowo na tę niedzielę będzie krótkie. Piszę je w nocy po wszystkich zajęciach, które były na parafii. Ale nie trzeba wielu słów o sprawie, która dziś szczególnie mnie uderza ze Słowa, które Chrystus mi daje.
Spotykam się z grupą młodzieży, która przygotowuje się do bierzmowania już trzeci miesiąc. Na początku poprosiłem ich, że jeśli coś mówię niepoprawnie, aby mnie poprawiali. A jeśli brakuje mi słowa trzeba mi podpowiadać. Ja jestem dla nich przewodnikiem na drodze wiary (a przynajmniej niegodnie próbuję) a oni moimi nauczycielami hiszpańskiego. No i mój pomysł… nie wypalił. Kiedy zmagam się z jakimś słowem pytam i… nie dostaję odpowiedzi. Spytałem naszej siostry zakonnej Gosi, która pracuje długie lata w Boliwii co jest. Odpowiedziała, że młodzież jest bardzo zakompleksiona i zamknięta. Potrzeba długich miesięcy, aby zaczęli bardzo aktywnie się włączać. A już na pewno nie będą poprawiać swojego Padre.
Piszę tę historię z życia, bo myślę, że każdy z nas nie ma poczucia zdrowej (nie pysznej) wyjątkowości samego siebie. W różny sposób swoje kompleksy maskujemy i nie przyznajemy się do nich przed nami samymi. A dziś Ewangelia, która jest czystą prawdą, więc sam Bóg Ojciec do nas woła. On w Trójcy Świętej chce przyjść do nas i w nas zamieszkać. Jak musimy być cenni w oczach Boga, że Ten, który jest wszechmocny chce mieszkać w nas. Nie ma lepszej rekomendacji najwyższej wartości niż Bóg, który chce być z Tobą non stop w Twoim życiu i w Twoim wnętrzu.
Chrześcijanin to człowiek chodzący z uśmiechem na ustach i z głową do góry. Obserwując siebie i innych widzę pewną zależność. Im więcej Boga w życiu, tym większe poczucie wartości i śmiałość w relacjach. Bóg leczy nasze zranienia z przeszłości i nie pozwala nam się bać relacji z innymi. Co możemy stracić, skoro mamy wszystko, czyli Jego.