Aiquile.

1 grudnia 2019 roku rozpocząłem pracę w Aiquile. Jest to przepiękne miasto położone wśród wysokich gór. Co ciekawe, jest też atrakcją turystyczną nie tylko dla zagranicznych turystów, ale także dla Boliwijczyków. Pracuję tu prawie 3 miesiąc i ciągle ktoś przed katedrą robi zdjęcia albo pyta czy nie możemy mu otworzyć świątyni. Kiedy mam czas z chęcią udostępniam i oprowadzam. Kilka razy zdarzyło się, że byli to ludzie z La Paz, Santa Cruz czy, wydaje się, niedalekiej Cochabamby. Dlaczego jest tak ciekawe? Bo jak już zaznaczyłem otoczone jest górami; bo bardzo straszna przeszłość miasta przemieniła się w piękną teraźniejszość. Tak jak w Ewangelii śmierć prowadzi do Zmartwychwstania i życia. Ponad 20 lat temu Aiquile nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. Praktycznie zniszczyło całe miasto razem z katedrą. Pogrzebało ono wiele ludzkich żyć. Ludzie opowiadali mi, że widok miasta przypominał obrazy z apokalipsy. Wszystko było w ruinie i wszechobecnym pyle. Jednak z wielkim męstwem mieszkańcy rozpoczęli odbudowę swojego miasta. Nie ma co ukrywać z pomocą wielu ludzi z zagranicy. Dlatego dziś miasto wygląda jak nowonarodzone. Jest czyste i uporządkowane. A perełką jest katedra, która błyszczy szczególnym pięknem na zewnątrz i olśniewa sztuką rzeźbiarską w środku. Kiedyś do turystów ze stolicy Boliwii, La Paz, zażartowałem, że u siebie mają wszystko tylko nie tak piękny kościół jak w Aiquile. Po chwili zastanowienia stwierdzili: Masz rację, Padre. Ku mojemu zaskoczeniu. Innym walorem turystycznym jest to, że Aiquile jest stolicą charango. To nieduża boliwijska gitara o pięknym brzmieniu, czego doświadczam też w czasie Mszy. Młodzież z naszego chóru akompaniuje tym instrumentem. To tutaj wyrabia się ten instrument, sprzedaje najlepsze i organizuje się słynne festiwale charango. Ostatnim wydarzeniem, które ściąga turystów to fiesta parafialna. To opiszę w innym poście, gdy przeżyję ten, po polsku określając, odpust ku czci Matki Bożej Gromnicznej.

Od miasta przeszedłem w miarę płynnie do parafii, którą teraz zechcę w skrócie opisać. W mieście ma swoją siedzibę nasz biskup i z tego powodu nasz kościół należy do niego. Ma swoje specjalne wyeksponowane miejsce z herbem. Przez to też nasz kościół pod wezwaniem św. Piotra ma miano katedry. Jeżeli chodzi o czynnik ludzki parafia składa się jakby z dwóch odmiennych światów. Jeden należy do Aiquileńczyków z miasta. Mają oni bezpośredni dostęp do kościoła. Żyją w mieście i z tego co obserwuję, dobrze sobie radzą z codziennością. Mają sklepiki, rynek, usługi i transport międzymiastowy. Mówią w większości po hiszpańsku. 

Druga część zupełnie odmienna to campesinos. To ludzie żyjący w wioskach bardzo często położonych w wysokich częściach częściach gór oddalonych od Aiquille od 30 minut jazdy aż do 2 godzin. Drogi do tych wiosek są bardzo kręte i w pewnych miejscach niebezpieczne. Żyją oni bardzo biednie pracując na roli. Ziemia nie jest dla nich łaskawa co jest normalne biorąc pod uwagę wysokość nad poziomem morza. Pracują ręcznie lub przy pomocy zwierząt, jeśli je mają. Najczęściej nie mają elektryczności. Muszę przyznać, że są bardzo biedni. Aby kupić cokolwiek muszą iść wiele godzin pieszo do Aiquile. Wstępują wtedy na Eucharystię modląc się za zmarłych. Kobiety przynoszą ze sobą swoje dzieci, które noszą w specjalnych chustach. Mówią zazwyczaj w języku Indian, który nazywa się quechua. Młodzi przez to że dojeżdżają do nich nauczyciele mówią po hiszpańsku. Starsi nie mówią po hiszpańsku, ale rozumieją ten język, co pozwala mi ich na przykład spowiadać.

Praca nasza jako księży kiedy jesteśmy w mieście nie odbiega bardzo od pracy w Polsce. Mamy ministrantów i ministrantki, przygotowanie do I Komunii i bierzmowania oraz inne ruchy parafialne. Jednak w ciągu tygodnia wyjeżdżamy w góry do wiosek. Mi osobiście służy do tego stara, ponad 20-letnia Toyota, do której pakuję niezbędne rzeczy do Mszy. Zabieram ze sobą siostrę zakonną do pomocy i katechistę, najczęściej Don Zenona, który zna wszystkie wioski i drogi jak własną kieszeń. Osoby te są nieocenione w pracy w górach. Siostra przygotowuje Mszę św. zaś katechista w czasie gdy ja spowiadam katechizuje, a potem, jeśli trzeba, tłumaczy na quechua moje kazanie. Co ważne, wieziemy ze sobą dla tych ludzi różne rzeczy: ryż, makaron a nawet ubrania. Czasem paczka ryżu lub makaronu którą dostają jest jedynym posiłkiem w tym dniu dla rodziny. Dużo rzeczy pochodzi ze zbiórek, jakie robimy w mieście, ale trzeba przyznać, że większość z tych rzeczy kupujemy z ofiar ludzi z Polski. Takie wizyty nie są częste. W każdej wiosce jesteśmy 2-3 razy w roku. Wynika to z tego, że parafia Aiquile ma tych wiosek ponad 50 a obecnie pracuje w niej tylko dwóch księży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *