XXVIII Niedziela Zwykła 2020 r.

Odczuwam pewne zatrwożenie słuchając tego fragmentu Ewangelii. Nie dlatego że Bóg trochę się jawi jako bezwzględny król dla tych, którzy Go obrażają. Ale odczuwam trwogę widząc, jak cienka linia jest pomiędzy potępieniem a zbawieniem.

Obraz uczty to obraz życia wiecznego. Super, lubimy uczty, więc obraz jest w punkt. Wystarczy chcieć i przyjść na nią. W ogóle to świetny obraz z Ewangelii. Przecież każdy lubi wesela. Cóż za głupi ludzie, możesz pomyśleć. Wybierają jakieś głupoty zamiast skorzystać z szalonej i sympatycznej zabawy; gdzie jest wybornego jedzenia do syta, najlepsza zabawa taneczna i wielki wiejski stół, gdzie nie kończy się… haha, kaszanka! Chcesz najsłodszego tortu – proszę. Drink bar – do Twojej dyspozycji. Czego dusza zapragnie. Czy krowy i pola mogą konkurować z tym?! No jasne, że nie! A oni wybrali inaczej a nawet zabili zapraszających w imieniu króla.

Jeśli widzisz totalny bezsens zachowania zaproszonych to świetnie, bo to obraz nas. Jesteśmy totalnie zaproszeni zawsze przez naszego Ojca na ucztę, którą nam przygotował w niebie i przygotowuje np. w Eucharystii. Ile już razy odwracałeś się i mówiłeś, że wolisz od tych wspaniałości swoje głupoty? 

To właśnie mnie przeraża – ta cienka granica między moją głupotą nie pójścia na totalną i Bożą zabawę a skorzystania z niej. Ta granica to tylko moje chęci i chociaż strzępy logicznego i świeżego myślenia.

Ostatni akapit poświęcę pewnym myślom osobistym. Bardzo wzrusza mnie to, że Król – Bóg zaprasza w końcu ludzi prostych i ubogich z rozstaju dróg. Pracujemy praktycznie każdego dnia odwiedzając ludzi w górach. Czasami jedzie się godzinę lub dwie. Zawsze czekają na nas. W skromnych ubraniach. Spracowani i ciemni od pracy na palącym słońcu. Właśnie prości i ubodzy. Czekają po to, aby wejść do swojej ubogiej kaplicy lub zbliżyć się do stolika, który postawiony na spalonej słońcem ziemi służy jako ołtarz; po to, żeby uczestniczyć w niebiańskiej uczcie Eucharystii, bo czują się zaproszeni. Bóg zaprasza wszystkich bez względu na to czy żyjesz w Boliwii lub w Polsce. Czy jeździsz super autem do kościoła czy godzinę szedłeś piechotą z gór niosąc gotowaną kukurydzę, żeby nie ustać na powrocie niosąc swoje dzieci na plecach. Każdy dla Boga to dziecko warte najpiękniejszego miejsca na uczcie. Granicą, na której waży się nasze uczestnictwo w tej uczcie są tylko nasze chęci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *