Uroczystość św. Jana Chrzciciela 2018 r.

Pan Bóg dając nam życie podarowuje także wszystkie predyspozycje do tego, aby było ono bardzo szczęśliwe i spokojne a kończyło się życiem wiecznym. To zakończenie jest szczytem szczytów i zależy od tego jak ukształtowaliśmy swoje życie na ziemi. Bóg Ojciec wie, że to nie lada problem i wyzwanie – mamy bowiem wszystkie potrzebne rzeczy. Ale czy umiemy z nich dobrze korzystać i spokojnie budować swoje życie? Dlatego od samego początku patrząc jak jesteśmy w tym niezdarni i niweczymy niesamowite dary, Bóg mówi, że nam pomoże, że poukłada za nas wszystko. Krok po kroku. Jednak my, ludzie z pychą i, co by nie mówić, głupotą upieramy się, że wiemy lepiej i zrobimy to sami i po swojemu. Tak zaczyna się dramat pychy. I wciąż trwa.

Piszę to dlatego, ponieważ przeciwieństwem głupoty pychy jest pokora. Przez pokorę Bóg układa człowiekowi życie. A przez to staje się ono piękne i pełne szczęścia i kończy się zbawieniem.

Dziś jest Uroczystość Narodzin św. Jana Chrzciciela. Myślę, że obok Matki Bożej jest to największa postać, która jaśnieje pokorą i uczy jej w wielkim formacie. Św. Jan oddaje wszystko Bogu, żeby mógł tworzyć bez żadnego niemądrego „ja chcę sam, bo wiem lepiej”. Jan Chrzciciel zna zapowiedzi Starego Testamentu, które mówią, że Mesjasza zapowie wielki i wspaniały prorok. Ale całe jego życie wcale nie jaśnieje splendorem. Od samego początku pewne wydarzenia wręcz zaprzeczają wielkości. Narodzenie ze starszych ludzi, brak wiary u ojca mimo zapowiedzi i konkretnej obietnicy danej przez Boga. Życie na pustyni, gdzie swoją osobą nie błyszczy. Na koniec odsuwa się całkiem w cień pokazując Jezusa jako Baranka Bożego. A przecież św. Jan ma świadomość swojej wielkości jako ostatniego proroka – bramy dla Mesjasza. Nigdy jednak nie narzeka na swój stan. Jest absolutnie pokorny. Ufa Bogu, mimo że, tak myślę, nie rozumiał wielu spraw.

Ucz się od Jana Chrzciciela pokory. Ona pozwala działać Bogu w Twoim życiu. On wtedy układa wszystko i prowadzi wielkie dzieła. To wszystko może dokonać się także i w Tobie.

XI Niedziela Zwykła 2018 r.

            Każdy z nas, kto jest z serca chrześcijaninem chciałby, żeby w świecie Jezus był dla ludzi najważniejszy a Kościół triumfował w świecie. Był poważany i podziwiany. Błyszczał świętością, czystością i dobrocią. Żeby wszyscy ludzie zachwyceni tym stali się uczniami Jezusa. Są to ze swojej natury dobre życzenia i marzenia, ale nie jest to zamysł Boży.

            Kościół jest stworzony, żeby triumfować, ale nie na tym świecie. Jak mówi nam teologia ma to się dokonać dopiero w świecie przyszłym. Dzisiejsze Słowo tłumaczy nam tą dosyć dużą nieścisłość między dobrymi pragnieniami a rzeczywistością. Widzimy w Słowie Pana Boga, który posługuje się symbolami tłumacząc, że działa przez małe i niedoskonałe rzeczy, które z czasem prowadzą do wielkich i niesamowitych. W tym objawia się moc Boża, która robi wielkie coś z niczego. Widzimy dziś Boga w Księdze Ezechiela, który mówi, że weźmie zwykłą małą gałązkę z wielkiego cedru – jedną z setek na tym drzewie, najmniejszą z czubka. I zasadzi ją taką zupełnie niepozorną czekając, aby dzięki Jego mocy wyrosła na największe i podziwiane drzewo, które będzie rosło nad całym dziełem stworzenia. Jezus mówi o królestwie Bożym na tym świecie w podobnych dwóch obrazach. Pierwszy z nich to ziarno, które jest małe, nic nieznaczące. Ponadto w ziemi go nie widać i w końcu obumiera. Ale z czasem wyrasta i daje plon stukrotny. I następny symbol to ziarno gorczycy. Jest ono najmniejsze ze wszystkich ziaren. Wsiane daje jednak wielkie drzewo, które daje schronienie nawet ptakom. Obydwa ziarna są małe, nic nieznaczące, obumierające w ziemi. Ale w środku zawierają potencjał wzrostu i rodzenia dany im przez Boga w dziele stworzenia. Po czasie stają się czymś wielkim i znaczącym.

            W ostatnim tygodniu spotkałem się z moim dobrym kolegą, ks. Krzysztofem, który jest proboszczem w Szkocji. Mówił z troską o tamtym Kościele jako o takim, który jakby powoli obumierał i stawał się coraz bardziej mały i nieistotny. Objawia się to w tym, że ludzie młodzi przestają praktykować i słuchać Ewangelii. Nauczanie Kościoła wydaje się nieskuteczne w tworzeniu życia społecznego Szkotów. Ludzie coraz bardziej liberalizują się. Przykładem może być sąsiednia Irlandia. Niegdyś absolutnie katolicka a dziś w referendum opowiadająca się za zabijaniem dzieci nienarodzonych. Widząc tę sprawę przez pryzmat dzisiejszego Słowa nie wypada patrzeć na to pesymistycznie. Kościół na Wyspach staje się coraz bardziej nieistotny i mały. Ale jeśli mimo wszystko będzie miał w sobie potencjał wiary i Ewangelii to stanie się terenem wielkiego działania Bożego i z czasem wyda wielki owoc.

Potwierdza to wszystko historia życia jednego z największych świętych szkockich, o którym mi opowiedziano. Nazywał się John Ogilvie i żył na przełomie XVI i XVII wieku. Szkocja wtedy na mocy rozporządzenia króla w całości miała być protestancka a katolicyzm był karany śmiercią. John urodził się w rodzinie protestanckiej. Będąc jednak na nauce między innymi w Belgii i Francji nawraca się i staje się żarliwym katolikiem. Z czasem wstępuje do zakonu Jezuitów i przyjmuje święcenia kapłańskie. Wraca do Szkocji, gdzie odszukuje te, mogłoby się wydawać nic nieznaczące resztki Kościoła Katolickiego w postaci ludzi potajemnie spotykających się i modlących. Zaczyna w wielkiej tajemnicy odprawiać im Msze i duszpasterzować. Jednak z czasem ktoś donosi na niego do władz reprezentujących króla. Szybko go uwięziono i skazano na karę śmierci przez powieszenie i poćwiartowanie. Historia mówi, że św. John Ogilvie z radością szedł na szubienicę. Uściskał serdecznie kata i ucałował linę, na której miano go powiesić. Rzucił w tłum swój różaniec mówiąc, że jeśli ktoś ma wiarę niech się za niego modli. Człowiek, który złapał go w niedługim czasie nawrócił się i stał się także katolikiem. Męczeństwo i śmierć, a więc sprawa po ludzku zupełnie przegrana stała się ziarnem, które z czasem dało plon wielki. Katolicy szkoccy żyjąc świadectwem swojego męczennika nie porzucili wiary a z czasem, dzięki mocy Boga, Kościół stał się mocny i żywy.

            Nie oczkujmy więc, że nasz Kościół w Polsce będzie czymś największym i wspaniałym. Bo nie jest to bezpośrednia droga do wielkich owoców. Jeśli zauważasz w nim braki i wiele niedoskonałości – jeśli jest jak obumierające ziarno, to dobra droga. Naszym zadaniem jest chronienie potencjału Bożego w postaci wiary. Kiedyś to poprowadzi nas jako wspólnotę uczniów do plonów stukrotnych.

            Dotyczy to też i Twojego życia. Nie martw się, że czujesz się kimś nieistotnym dla świata i małym jak ziarno gorczycy. Nie martw się, kiedy Twoje problemy i krzyże sprawiają, że obumierasz jak ziarno zboża w ziemi. Jeśli mimo wszystko będziesz trwać przy swoim potencjale wiary to Bóg w swojej wszechmocy pozwoli Ci stać się z czasem kimś naprawdę wielkim.

IX Niedziela Zwykła 2018 r.

            Dzisiejsza Ewangelia pyta wprost. W kogo lub w co Ty tak naprawdę wierzysz? W żywego Jezusa, który umarł za Ciebie czy w zbiór drogowskazów, które mają Cię tylko przyprowadzać do Niego? Czy czasem zadowalasz się jedynie półśrodkami, gdy cel jest blisko? Dzisiejsza Ewangelia jest odpowiedzią dla tych osób, które buntują się, że Kościół to tylko zakazy, nakazy etc.

            Logika Pana Boga w Starym Testamencie była taka. Nie mogą mnie poznać. Jest to dla nich zbyt ciężkie do pojęcia, że jestem w swojej istocie czystą miłością, dobrocią i prawdą. Dam im więc prawo, które, jak dobry nauczyciel będzie im mówić co jest dla nich dobre a co złe. Tym prawem jest Dekalog, który obowiązuje do dziś. Generalnie w Prawie Bóg chroni nas przed nami samymi. Bez niego nie wiadomo co byśmy sobie i innym zrobili zatruwając złem swoje serce i odchodząc w ten sposób od Bożej miłości. Jednocześnie Prawo podprowadza do poznania i spotkania z Bogiem.

            Żydzi zaczęli przestrzegać Prawo. A nawet je rozbudowali o własne przepisy wynikające ze wskazówek Bożych. W końcu wyszło im 613 przepisów. Stało się jednak coś bardzo złego a co widać w dzisiejszej Ewangelii. Zapomnieli, że fundamentalnym celem Prawa było doprowadzenie do Boga. Oni  poszli jeszcze dalej. W pewnym sensie to Prawo stało się bogiem. Stało się ważniejsze od wszystkiego. Stąd ta sytuacja z Jezusem dziś, gdzie stawia bardzo chorego człowieka przed faryzeuszami i pyta czy można go w szabat uzdrowić. W dzień, kiedy nie można nic robić. Bo tak mówiło Prawo. Jezus w ten sposób pokazuje w ten sposób bankructwo ich wyznawania prawa. Według ich rozumowania Prawo, które jest od Boga zabrania wielkiego dobra! Idąc dalej. Żydzi na podstawie tego właśnie Prawa skazali Jezusa na śmierć. Ono miało do Niego prowadzić, ale stało się dla nich bogiem i dlatego na podstawie niego zniszczyli Boga.

            Jeśli jesteś w Kościele to przy tej Ewangelii zrób mały research czy Twoja wiara to nie tylko zbiór praw, obowiązków i nakazów. Spełnianie tego, co muszę. To bardzo ciężkie i bardzo nużące. Dla mnie byłoby z czasem bardzo zniechęcające. Bo nie ma w takim pojmowaniu Kościoła spotkania z żywym i pasjonującym Bogiem. Bo jeśli ono jest….to wszystko co wymieniłem przestaje być nudnym obowiązkiem a staje się kolejną fascynującą okazją do spotkania z Nim!!! Nic nie jest trudne ani nudne!!!

            Jest jeszcze jedna sprawa. Jeśli krytykujesz różne inne drogi praktyk religijnych prowadzące do Boga a odmienne od Twojej: neokatechumenat, ruchy charyzmatyczne, Wspólnotę Przyjaciół Oblubieńca, Odnowę w Duchu Świętym czy inne, to uważaj. Dziś Żydzi w Ewangelii też myśleli, że mają monopol na spotkanie z Bogiem. A okazało się, że skrytykowali samego Boga w Jezusie Chrystusie. Nie piszę, że Twoja droga jest zła. Ale na różnych drogach razem z innymi może iść sam Pan. Nie dopuść do tego, byś przegapił to spotkanie.

Niedziela Trójcy Świętej 2018 r.

Zawsze kiedy mam głosić Słowo na Niedzielę Trójcy Świętej stoję przed nie lada dylematem. Bo jeśli chodzi o naturę Boga Trójjedynego brak tu wielkich konkretów, które niesie zawsze Ewangelia w inne niedziele. Jest to dogmat, czyli tajemnica, którą można objąć tylko wiarą. Ojciec Niebieski nie zostawia nas jednak samych z tym. Małymi odblaskami przez Słowo Boże odkrywa siebie w tej tajemnicy i pokazuje czym jest Trójca, a raczej jaka jest.

Dziś Mojżesz błaga Naród Wybrany o logiczne myślenie. Chce pokazać jak wielki i dobry jest Bóg względem nich. Przypomina dzieło stworzenia; to, że Bóg był dawcą wszystkiego co jest na świecie. Stworzył to tylko swoim Słowem. Zrobił to z miłości nie mając w tym absolutnie żadnego interesu. Mojżesz mówi, że ten Bóg, który jest Wszechpotężny w swojej mocy, także i mocy stwarzania, chce zajmować się i zajmował się ludem żydowskim, który jest niewdzięczny i niewierny. Największy zniża się do tego, co małe i takie słabe.

W II czytaniu mowa jest o Duchu Św. – Trzeciej Osobie Boskiej, która brała żywy udział w stworzeniu i zbawieniu; która czyni ciągle niesamowity cud, w którym składa ze słabych części święty i Boży Kościół. O jej niesamowitej mocy mówi poprzedni tekst. Teraz św. Paweł w liście pisze, że Paraklet przyszedł na ziemię, aby czynić z ludzi dzieci Boże, które są zarazem dziedzicami Nieba. Z ludzi, którzy tak często mówią Bogu wielkie NIE.

W Ewangelii jest mowa o ostatniej Osobie Trójcy. Jest nią Jezus. (Dzisiaj Słowo Boże wymienia Jezusa na ostatnim miejscu, choć tak naprawdę jest On drugą Osobą Boską.) Mówiąc o sobie po zmartwychwstaniu przekazuje prawdę, że jest Panem wszystkiego na niebie i ziemi. Ma wszelką władzę. Dzieli się nią jednak z chęcią ze swoim tworzącym się i nauczającym Kościołem. Posyła swoich uczniów, ale jednocześnie mówi, że ciągle będzie wspierał swoją obecnością i mocą.

Myślę, że Uroczystość Trójcy Świętej to okoliczność, gdzie Pan Bóg chce zapewnić nas o swojej miłości i że jesteśmy dla Niego zupełnie wyjątkowi. W swojej mocy daje Ci cały świat, który stworzył. Mimo grzeszności i buntu mocą Ducha św. ciągle czyni Cię synem w sakramencie pokuty a w Eucharystii sadza Cię przy stole jak Syna. Jezus uzdalnia Cię do tego, żebyś swoim słowem i życiem głosił Ewangelię czyniąc Kościół. Trójca ma jeden rys, który odkrywa przed nami. Jest to czysta Miłość, która z czułością pochyla się nade mną i Tobą.

Zesłanie Ducha Św.

            W Zesłaniu Ducha Św. Bóg przypomina nam, że ogarnia nas Jego przeogromna moc. Nie jest to demonstracja siły Bożej. Duch Św. jest nam dany do konkretnej pomocy.

            Dziś w Słowie Bożym widzimy jak Paraklet działa. Dzięki Niemu grupa przestraszonych Apostołów wychodzi i głosi z mocą Jezusa. Nawracają sie przez to setki, a może i tysiące ludzi różnych narodowości. Duch Św., jak przypomina nam św. Paweł, uzdalnia nas do modlitwy. Co ciekawe, powiedzenie wydawałoby się zwykłego „Panem jest Jezus” wymaga działania Ducha św. Jeśli modlisz się codziennie zobacz jak dużo i intensywnie On w Tobie działa. Działanie Ducha Św., jak mówi dziś Ewangelia, objawia się w sakramencie pokuty. Dzięki temu Kościół może udzielać miłosierdzia Bożego.

            Chciałbym Ci pokazać bardzo ważny dar, który przyszedł wraz z Duchem Św. I cały czas jest dostępny i możliwy do duchowego osiągnięcia. Jest to dar pięknej jedności, mimo że jej wcześniejsze postaci mogą być tak bardzo różne. Dzieje Apostolskie mówią, że moc Ducha Św. połączyła 17 (policzyłem) różnych grup narodowościowych ludzi. Zostali jednym Kościołem. Kto był na Światowych Dniach Młodzieży to wie, że takie cuda dzieją się i współcześnie. Młodzi z różnych stron świata jako jedność pod przewodnictwem papieża wyznają Jezusa. Dzisiejsze pięćdziesiątnice? Duch Św. uzdalnia do akceptacji inności i pokochania mimo różnic.

            Piszę to dlatego, ponieważ jesteśmy bardzo podzieleni. Brakuje jedności w świecie, państwie, rodzinach a zdarza się, że i w Kościele. Prośmy Ducha Św. o jedność. To Jego wielki dar. Tylko On tak naprawdę uzdalnia do dobrego patrzenia na każdego człowieka i do pokochania każdej różnicy. Uzdalnia z mocą. I to taką, która była w Wieczerniku. Ona wypala strach i wymiata Apostołów ku wszystkim ludziom, aby stali się braćmi w jednym Kościele.

Wniebowstąpienie 2018.

Dziś św. Paweł w II czytaniu z mocą mówi, żebyśmy pamiętali, że dostaliśmy z Góry moc i możliwość głębokiego poznawania Boga i Jego rzeczywistości. Kto nie wykorzysta tej możliwości nie zrozumie dzisiejszego wydarzenia, jakim jest Wniebowstąpienie. A ono jest w stanie dużo powiedzieć, o dziwo, o nas, ludziach. Kto nie zgłębi tego faktu z historii zbawienia nie zrozumie siebie jako chrześcijanina i Nie zrozumie sensu Ewangelii. W tą niedzielę głoszę odpust w jednej parafii ku czci św. Zofii. Była ona męczennicą z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Kto nie zaczerpnie nauki Bożej płynącej z Wniebowstąpienia nie zrozumie jak normalni ludzie szli z radością na śmierć za swoją wiarę.

Dziś Jezus wstępuje do nieba i pokazuje, że tak naprawdę tam jest Jego miejsce. Na ziemi był tylko chwilę. Jest naszym Panem i Królem. I musimy zrozumieć, że o tyle jesteśmy chrześcijanami o ile nie należymy do tego świata a do tego przyszłego – tam, gdzie jest nasz Mistrz. Jezus nie raz nam to w Ewangelii ogłaszał. Na przykład wtedy, gdy był przed swoją męką, kiedy Piłatowi powiedział, że Jego Królestwo nie jest stąd. 

Musimy też zrozumieć, że Królestwo Niebieskie przez to, że jest totalnie inne niż świat wokół ma też totalnie inną logikę. Dlatego jest absolutnie nierozumiane. A świat właśnie dlatego walczy i odrzuca Królestwo Jezusa. Sam zobacz, ile razy wystawiałeś się na „pukanie w głowę” a nawet agresję, kiedy mówiłeś o Ewangelii lub broniłeś przykazań. Zupełnie normalne. Dla świata jest to nielogiczne. Tak samo jak radość z męczeńskiej śmierci.

Naszym zadaniem a nawet przywilejem jest ciągle wybierać logikę tamtego świata – Bożego świata. Musisz zrozumieć, że nie jest to łatwe. Bo świat doczesny zawsze będzie się o Ciebie dopominał. Pierwszą walkę odbędziesz w swojej głowie. Dziś mówią o tym Dzieje Apostolskie. Widzimy Jezusa przed Wniebowstąpieniem. Mówi ważne rzeczy. Apostołowie słuchają o rzeczach dotyczących Królestwa Niebieskiego. Ale i tak swoim Mistrzem chcą załatwić rzeczy doczesne. Pytają czy załatwi sprawy polityczne i stworzy silne państwo Izrael. Przegrali walkę, tak jak często i my przegrywamy. 

Dlaczego to ważne, żeby ta inna logika była stale obecna w naszej głowie? Bo Jezus przed swoim odejściem zostawia nam najważniejszą prośbę: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię”. Głosi się nie tylko słowem.  Genialnie można głosić innym kierując się w życiu logiką Królestwa Niebieskiego. Stosując zamiast nienawiści – przebaczenie. Zamiast walki o swoje – pokazując bezinteresowną pomocną dłoń. Zamiast wszechobecnej złej mowy – dobre i  budujące słowo. Zamiast przerażającego smutku i bezsensu – radość i wewnętrzne światło. 

Logika nowego, przyszłego świata jest potrzebna każdemu. By uzdrawiała i prowadził do Zbawienia. Walcz o nią i głoś innym.

P. S. Przepraszam za brak wpisów przez ostatnie 2 tygodnie. Kończę kurs w Centrum Formacji Misyjnej. Dużo się dzieje. Spróbuje z czasem wszystko to opisać.

IV Niedziela Wielkanocna 2018 r.

Jak kochasz to jesteś odpowiedzialny za osobę, która jest obiektem Twojej miłości. Odpowiedzialność to bycie na dobre i złe. To także poświęcenie wielu swoich cennych rzeczy i rzeczywistości. Dlatego nie wierzę, że ktoś kocha, jeśli jednocześnie nie potrafi wciąć odpowiedzialności za osobą kochaną, mimo iż zawarł związek małżeński. A to się zdarza.

Dziś Jezus o tym mówi w kontekście swojej miłości do nas. Pokazuje najpierw w Ewangelii pastuchów i najemników. Nie potrafią oni wziąć odpowiedzialności za owce i nie stają w ich obronie przed wilkami. Bo nie kochają stada.

Jezus jest całkiem innym pasterzem. W ogromnej miłości jest całkowicie odpowiedzialny za stado. W Piśmie Świętym pokazują to obrazy ukazujące Go jako pasterza. On karmi, poi, przeprowadza przez ciemną dolinę. Zagubioną owcę długo szuka, aż do końca. Wielka odpowiedzialność oznacza wielką miłość.

Ale Jezus idzie jeszcze dalej. To, co napiszę będzie brutalne, ale prawdziwe. Każdy ziemski pasterz – właściciel stada zwierząt, które jest mu drogie, ma jednak w głowie myśl, że i tak kiedyś zwierzęta będą musiały oddać życie. Bardzo często w rzeźni. Po to one też są hodowane. Inność Jezusa polega na tym, że w swojej miłości przekracza i niweczy naszą śmierć. Abyśmy my, Jego owce, nie pomarli, staje się kamieniem odrzuconym. Jest wzgardzony i sponiewierany a całą naszą śmierć bierze na siebie. To pasterz, który umiera, aby owce nie umierały. Nie tylko mamy od Niego wszystko co dobre, ale dzięki Niemu nie dotyka nas śmierć wieczna. Umieramy tylko na ziemi, bo to jest próg przejścia, by mieć prawdziwe życie bez końca.

Piszę to dlatego, abyś się zakochał w tym Pasterzu. Jest On w stanie zrobić dla Ciebie wszystko, abyś już nigdy nie zapragnął innych łąk niż Jego. Po co szukać i odchodzić, jeśli tutaj, w Jego owczarni jest wszystko? U tego Pasterza odpowiedzialność łączy się z miłością do przelewu krwi. Nikt w taki sposób nie traktował Cię, nie traktuje i nie będzie traktował. Tylko Jezus – pełnia miłości.

III Niedziela Wielkanocna 2018 r.

                Marketing jest wszechobecny. Liczy się tylko zysk. Pokazuje się tylko dobre strony firm, rzeczy, pracowników. Ukrywa się najmniejszą wadę czy uchybienie. Produkt jest najlepszy. A ludzie tylko specjalistami.

                Przekłada się to także na nasze życie. Człowiek od zawsze nie lubi pokazywać swoich wad. Ale dziś obsesyjnie już walczy, żeby dobrze wypaść i aby nikt źle nie pomyślał. Robimy to także w stosunku do Pana Boga. Łatwo moglibyśmy pochwalić się uczestnictwem w Eucharystii, Komunią św. czy dobrą modlitwą. Ale słabości i grzechy?! O nie! Ja takich nie mam. I zastawiam swoim „ja” dostęp do swojego bagienka grzechów i słabości. Może Bóg nie zobaczy. A z czasem broniąc dostępu coraz mocniej zaczniesz sobie wmawiać, że tego szlamu nie ma. Boisz się, bo myślisz, że Bóg w swojej świętości odrzuci Cię i nie zaakceptuje.

                Dzisiejsze Słowo Boże mówi co innego. Bóg doskonale wie o Twoich słabościach. Omija Twoją dobrą stronę i jeśli tylko Mu pozwolisz pobiegnie do Twojego bagna, żeby je osuszyć uzdrawiając swoją mocą Twoje wnętrze. Mówi o tym z mocą dzisiejsze Słowo Boże. W I czytaniu św. Piotr głosząc wypomina swoim braciom Żydom najgorsze rzeczy. Mówi, że zabili swoimi rękami Syna swojego Boga. Unicestwili Go nikczemną śmiercią, opluwając Jego godność. Co więcej, woleli uwolnić mordercę Barabasza niż swojego Mesjasza. Okropność! Jednak w tym krytycznym miejscu głoszenia mówi swoiste i uzdrawiające „ALE”. Ale to nic. Bóg wie, że działaliście w nieświadomości. Przez to wypełniły się proroctwa i świat został zbawiony. Teraz, jeśli się nawrócą Bóg mimo wszystko przyjmie ich jako swoje dzieci. On chce wejść do tych najgorszych w nich rzeczy i dać im zbawienie.

                W Ewangelii Jezus koncentruje się na słabych stronach Apostołów. To je chce leczyć i uzdrawiać. W dzisiejszej Ewangelii widać jak na dłoni, że to brak wiary i zaufania. Zobacz, że Apostołowie mają już kilku realnych świadków, którzy zaświadczają o Jego powstaniu z martwych. Ostatni to uczniowie z Emaus, którzy z Jezusem jedli i rozmawiali. Mimo to, gdy pojawia się Zmartwychwstały to boją się i myślą, że to duch. Jezus widząc ten ogrom braku wiary od razu to leczy. Robi to w piękny sposób. Każe się dotknąć. A później wypowiada to ciekawe pytanie: Macie coś do jedzenia? I zaczyna jeść. Nie gani i nie wypomina. Idzie do słabości i szybko z niej wyrywa.

                Słowo ma przesłanie dla Ciebie jedno. Przed Panem Bogiem nie musisz być genialnym. Nie ukrywaj tego, co złe. Nie musisz mieć świetnego duchowego P.R. On wie doskonale jaki jesteś i kocha Cię właśnie takiego. Pierwsze co chce to żebyś przestał robić uniki i chować Twoje osobiste zło. Bo od razu chce tam wejść i wyrwać Cię z tego. Zmartwychwstały leczy od razu.

Niedziela Miłosierdzia 2018 r.

            Dziś wszyscy lubimy być specjalistami. I to w każdej dziedzinie życia. Udajemy, że znamy się na wszystkim i wszystko wychodzi nam perfekcyjnie. Tak uczy nas świat, który zakazuje wręcz pokazywania swoich słabości. Trzeba się wylansować. Robimy to także w dziedzinie życia duchowo-moralnego. Niestety tu zawsze spotykamy się z ogromem swoich słabości. Sam wiesz, ile razy już pracowałeś nad swoja wadą główną czy konkretnym grzechem. Ile było już prób bycia w tej dziedzinie czystym? A to tylko jeden grzech. A problemów jest o wiele więcej. Stając w prawdzie można spokojnie stwierdzić, że jestem totalnie słaby. Nie dorastam do obrazu, który dziś pokazuje nam I czytanie z Dziejów Apostolskich. Tam pierwsi chrześcijanie żyjąc mocą Chrystusa Zmartwychwstałego tworzą piękne wspólnoty, w których każdy chciałby żyć. Podsumowując: jestem pewien, że chcesz być najlepszy we wszystkim, dlatego na poziomie duchowo-moralnym doznajesz ciągle poczucia bankructwa. Aż do stwierdzenia – po co to wszystko.

            Jezus w tej kwestii jest pełni świadomy naszej pustyni duchowej i wiecznej przegranej. Dlatego w nowości Kościoła po Zmartwychwstaniu pierwsze co niesie to zawsze nowy start. Zobacz, w dzisiejszej Ewangelii Jezus Zmartwychwstały spotyka się po raz pierwszy ze swoimi Apostołami po swojej śmierci. To co chce im zakomunikować jako pierwsze, czyli wyjątkowo ważne to to, że mają od teraz iść i nieść odpuszczenie grzechów każdemu wierzącemu.

            Dla Jezusa nie jest ważne, że nie jesteś idealny. Taki to będziesz po swoim zbawieniu. Dla Niego najważniejsze jest, że zawsze się podnosisz. Chociaż może to jest tysięczny raz. Idziesz mimo wszystko, bo to jest wezwanie Pana. Dlatego odpuszczenie grzechów to pierwsze posłanie. Dawać ciągle i na nowo konto zerowe. Piszę to dlatego, bo to najgłębszy sens Bożego Miłosierdzia, które dziś świętujemy. Rozlewa się ogromem fal po to, żeby potykający się człowiek powstawał i doszedł do miejsca, gdzie pragnie go Bóg – do zbawienia. Ono nie jest dla ludzi idealnych, ale dla normalnych, opierających się w swoim życiu na Ojcu, który zawsze wybacza i prowadzi.

Niedziela Zmartwychwstania!

My Polacy uwielbiamy wolność. Może dlatego, że ciągle ktoś próbował nas zniewolić i zniszczyć. Stąd też uroczyście obchodzimy ten rok jako 100. rocznicę odzyskania niepodległości. Ale tęsknimy też za tą wolnością wewnętrzną. Choć na zewnątrz jesteśmy ludźmi wolnymi, to wewnątrz, w mniejszym lub większym stopniu – jesteśmy niewolnikami. Tak często w głębi siebie jesteśmy zniewoleni przez ból fizyczny czy psychiczny, problemy, kompleksy, rany zadane przez bliskie osoby, bojaźń o przyszłość. Dochodzą do tego nałogi, grzechy i słabości, które determinują nasze zachowania.

Jezus w dniu swojego zmartwychwstania ogłasza totalną wolność. Ten, który był zniewolony przez przeciwników, związany, biczowany i odrzucony przez wszystkich; Ten, który był zniewolony przez unieruchomienie Jego członków przez przybicie do krzyża umarł, a przecież w zmarłym nie ma krzty wolności. Co za paradoks… Dziś jednak Jezus odrzuca wszelkie więzy i zmartwychwstając ogłasza wolność każdemu, kto Jemu uwierzy.

Każdy, kto spotkał Jezusa, uwierzył w Niego i uwierzył Jemu, staje się wolny. Maria Magdalena, która uwierzyła przestaje być niewolnicą głębokiego i przygniatającego smutku po śmierci swojego Pana. Św. Jan i św. Piotr zrzucają jarzmo totalnego zawodu, że Ten, który był wszystkim poniósł sromotną klęskę. Żydzi nie uwierzyli w Niego i zabili straszną śmiercią. Oto teraz apostołowie wiedzą, że Jezus zmartwychwstał i jest Panem wszystkiego. Niosą innym apostołom tą wielką uwalniającą wiadomość.

W I czytaniu widzimy Korneliusza, który jest setnikiem, a więc wysoko postawionym rzymskim urzędnikiem wojskowym. Pewnie poznał religię żydowską i fascynował się Bogiem Jahwe. Jednak nie miał do Niego przystępu, ponieważ był poganinem. To były jego więzy w relacji do Boga Ojca. Dziś spotyka się z Jezusem Zmartwychwstałym poprzez słowa św. Piotra. Dowiaduje się, że również za niego Jezus umarł i zmartwychwstał, aby mógł być jego najbliższym i jedynym Panem, by miał prawdziwe życie. Więzy bycia gojem (poganinem) upadły. Spotkania ze Zmartwychwstałym dają totalną wolność. Dają zupełnie nowe życie i perspektywy. Człowiek wtedy nie męczy się duchowo drepcząc ze spuszczoną głową, ale wręcz lata i patrzy w kierunku Nieba.

Dziś przychodzimy do pustego grobu pełni różnych zniewoleń. Bolą nas one i często przygniatają do ziemi. Każdy z nas ma swoje, każdy doświadcza i przeżywa je na swój sposób. Ale na te wszystkie trudne i bolesne doświadczenia, na nałogi i paraliż w sercu jest jedno rozwiązanie. Dziś zrób to, czego dokonali w swoim życiu świadkowie zmartwychwstania. Uwierz, że Jezus umarł i zmartwychwstał dla Ciebie; uwierz, że jesteś ukochanym dzieckiem Boga Ojca, że jesteś tak bardzo cenny i ważny w oczach Boga, że poświęcił swojego Syna dla Ciebie. Musisz nie tylko w Niego uwierzyć, ale też i uwierzyć Jemu. Ofiaruj Mu swoje życie. Potraktuj Go jako Pana, który jest królem wszystkiego. On chce, abyś wierząc brał udział w Jego mocy. Wtedy będziesz absolutnie wolny.