Niedziela Chrztu Pańskiego 2018 r.

            Cud nowego życia. Kiedy się urodziłeś twoi rodzice pochylili się nad Tobą i pomyśleli: Jakie cudo! Jednak rodzisz się jeszcze raz – podczas chrztu św. Wtedy wydarza się to, co w dzisiejszej Ewangelii. Jak nad Jezusem, tak i dzisiaj Bóg Ojciec mówi: To Moje ukochane dziecko! I co ważne, On ciągle na nas tak patrzy.

            Bardzo ważne jest byśmy pamiętali, że chrzest to nowe i zupełnie inne życie. Życie Boże. Stąd znak wody w tym sakramencie. Kiedyś, aby ochrzcić zanurzano w wodzie całego człowieka. Woda oznaczała dla ludzi czasów Jezusa też śmierć. Więc chrzest oznaczał uśmiercenie tego człowieka ziemskiego, który mieszkał w ochrzczonym. Był on grzeszny i pod panowaniem diabła. Wychodząc z wody stawał się kimś zupełnie innym. Stawał się, i każdy kto jest ochrzczony staje się kimś zupełnie innym. Jest umiłowanym dzieckiem Boga. Otwartym na Niego i przy Jego sercu. Jest z daleka od zła. Niestety ten człowiek grzeszny – ziemski ciągle chce wracać. Dlatego mimo wybrania Bożego grzeszymy. Naszym zadaniem jest ciągle uśmiercać tego ziemskiego człowieka. Ta walka jest bardzo ciężka, dlatego dzisiejsze Słowo przypomina Ci jakie masz przywileje i dary będąc dzieckiem Boga.

            Pijcie za darmo wody, po której nie chce się pić. Jedzcie przysmaki. To prośba samego Ojca. Wspaniale to brzmi w kontekście tego, że dla Izraelity w tamtym klimacie woda jest bardzo cenna. Podobnie jest z pożywieniem. Od Pana dostaje się dużo, smacznie i za darmo. My, żyjąc jako człowiek ziemski duchowo jesteśmy ciągle spragnieni i nienasyceni. Zobacz jak bardzo pragniesz szczęścia, stabilizacji czy radości. Szukasz, bo jesteś ziemski. Umierając dla tego świata i rodząc się dla nieba dostaniesz od Ojca wszystko co sobie wymarzysz. A mogę zagwarantować, że jeszcze więcej. Będziesz duchowo absolutnie zaspokojony. Bo tylko On może nasycić nasze wnętrza.

            Izajasz mówi o następnej obietnicy. Bóg mówi do każdego z nas: Ustanowiłem Cię wodzem dla ludów. Przyjdą do Ciebie nawet narody, których nie znasz. Tak bardzo chcemy wchodzić w swojej codzienności tylko w piękne relacje z ludźmi. Niestety robimy to jako człowiek ziemski. Dlatego nam nie wychodzi. Rodzi się w nich pycha, egoizm, kompleks niższości/wyższości, czasem żebrzemy albo wymuszamy miłość, emocjonalnie szantażujemy. Będąc człowiekiem niebieskim zaczynamy być jak Izajasz – kimś niezwykłym dla innych. Dlatego że mamy inne, przemienione i spokojne serce. Możesz się stać tym dobrym wodzem, do którego ciągną ludzie, po to, żeby pobyć z Tobą. Przyjdą nawet Ci, których do tej pory nie znałeś. Nowe i piękne relacje.

            Przez Izajasza Ojciec tłumaczy, że człowiek po chrzcie, ten niebieski, posługuje się Jego logiką. Jest to niesamowicie inna logika niż ta, którą prezentuje świat. Jeśli będziesz się nią posługiwał, staniesz się szczęśliwy, ale też i niezrozumiany. „Moje myśli nie są waszymi myślami.” Właściwie odrzucenie i pukanie się w głowę przez innych jest świetnym dowodem, że myślimy jak Bóg. Zobacz, czy w Twoich postawach życiowych świat Ci przyklaskuje czy mówi, że jesteś niemądry i dziwny. To dobry wyznacznik, czy jesteś dzieckiem Boga czy jeszcze dzieckiem grzechu.

            Na końcu Słowa Pan zapewnia o swojej opiece. „Słowa moje nie powrócą do mnie dopóki nie uczynią tego co chciałem” Są to słowa kochającego i wszechmocnego Ojca. Stworzyły one też świat i mogą wszystko. One otaczają opieką każde ochrzczone dziecko. Prowadzą je do zbawienia. Nie bój się, że będąc na tym świecie, nie jesteś z tego świata. On nad wszystkim czuwa. Twój wszechmogący Ojciec.

Okres Bożego Narodzenia 2018.

            Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemięzcy jak w dniu porażki Madianitów. (Iz 9,1-3)

Kochamy Boże Narodzenie!!! Ale dlaczego??? Bo to obraz pięknie ubranej choinki a pod nią żłóbka? Bo jest śnieg, kolędy i Wigilia? Tylko te rzeczy sprawiają, że kochamy te święta? Myślę, że nie. Pan Bóg nas wszystkich stworzył i zostawił w nas kilka iskier. Jedną z nich nazywa się zmysłem wiary. Każdy z nas bez względu na faktyczny stan wiary (czyli jeśli nawet jesteś z daleka od Pana) odruchowo szuka Wszechmogącego i poznaje Jego dzieła. My kochamy Boże Narodzenie, bo nawet podświadomie, właśnie przez zmysł wiary wiemy, że wtedy dzieją się wielkie rzeczy dla nas. Następuje eksplozja Bożej miłości do nas. W Boże Narodzenie Bóg podrzuca bombę atomową o nazwie MIŁOŚĆ do ogródka naszego życia.

            Słowo mocno nam to uświadamia. Pokazuje, jakie cuda czyni dla nas Bóg. „Naród ujrzał światłość wielką”. Ciągle chodzimy w szarości, a nawet w ciemności grzechu. Stąd coraz większy smutek a później depresja. Nie wiemy, gdzie w tej ciemności pójść. Jaki jest cel. I rozbłyska światłość. Mrużysz oczy i po chwili widzisz wszystko zupełnie jasno i przejrzyście. Już wiesz gdzie iść. A to dlatego, że Jezus przyszedł na świat i zaświecił tą jasnością.

            „Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele”. Jezus rodząc się wśród nas daje wreszcie prawdziwą radość. Nasze ziemskie radości są krótki i ulotne. Czasem kiedy ocierają się o grzech lub są grzechem zamieniają się w cierpienie. Gdy Pan się rodzi zmienia to. Daje o wiele większą radość. A te, które są oczyszcza i bardzo pogłębia. Mówi: Ciesz się, bo ta radość, którą masz może się skończyć, ale dostaniesz ode Mnie następne i o wiele większe. I zaczyna się prawdziwa radość.

            „Złamałeś ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu”. Jezus przychodząc do Ciebie chce Cię uwalniać z wszelkiego bagna grzechu. Z czegoś, co Cię boli i zniewala. On przyszedł wziąć to cierpienie na siebie. Gdy będziesz absolutnie otwarty na Niego, zniszczy każde Twoje kajdany.

            Większa radość, absolutne światło i nieskrępowana wolność to właśnie eksplozja tej niesamowitej miłości Boga. Dlatego do Bożego Narodzenia wyrywa się serce praktycznie każdego człowieka.

III Niedziela Adwentu 2017 r.

Pan mnie posłał by głosić więźniom swobodę.

            W czwartek wszyscy z Centrum Formacji Misyjnej po zajęciach językowych udaliśmy się autobusem w stronę Białołęki w Warszawie. Jechaliśmy do Aresztu Śledczego – swoistego więzienia. Tradycją jest, że przyszli misjonarze w adwencie i wielkim poście posługują tam osadzonym więźniom. Znów pojawiły się moje wątpliwości i podszepty diabła, jak zawsze przy tak nietypowym głoszeniu Słowa. Mieliśmy być z siostrą Krystyną na oddziale z ponad setką więźniów. Wiedziałem, że są tam też ludzie z kilkunastoletnimi wyrokami także za morderstwa. Pomyślałem, że spokojnie – jak On mnie posyła to załatwia wszystko. Czy można ogłosić wolność osadzonym na wiele lat? Można! Widziałem jak Jezus poprzez rozmowę, spowiedź i Mszę św. rozbijał najbardziej surowe więzienia w sercach. Swoiste Guantanama z torturami ciemności grzechu i rozpaczy. Ci ludzie zaczęli się uśmiechać i mieli w oczach jasność. Po Mszy św. przyszli nas uściskać i wrócili do swoich cel. Wolność została ogłoszona. Jezus z mocą działał. Prawdziwy adwent.

            Piszę to nie po to, żeby dać świadectwo, jakie to dobre rzeczy mnie spotykają. A może nawet niesłychane – bo cuda Boże wokół mnie ciągle się dzieją. Piszę to, żebyś czuła /czuł, że jesteś powołana/powołany do tego, o czym mówi Izajasz w I czytaniu. Do dźwigania ubogich, głoszenia wolności jeńcom i więźniom. Nie musisz być kimś niezwykłym. Nie musisz być księdzem w więzieniu. Dziś w Ewangelii pokazuje to św. Jan Chrzciciel. Żydzi pytają czy jest kimś niezwykłym. Pytają czy jest powracającym z nieba prorokiem Eliaszem, a może wprost Mesjaszem. Jan odpowiada pięknie i krótko: Jestem kimś zwyczajnym. Jestem tylko głosem na pustyni. Ale za mną idzie Jezus. Dlatego dzieją się wielkie rzeczy przeze mnie i będą się działy jeszcze większe. Jeśli stoi za Tobą Jezus, to Ty stajesz się kimś niezwykłym w całej swojej zwyczajności. Możemy podnosić ubogich i uwalniać uwięzionych. Ale rób to tylko w Jego imię i tylko jako Jego dzieło.

            Czy trzeba iść do więzienia lub do schroniska dla ubogich, żeby tego doświadczyć? Nie. Wokół Ciebie jest wielu ubogich, bo nie mają miłości, akceptacji, czyli Jezusa. Wielu jest uwięzionych na amen przez ciemność grzechu i nienawiści. Do tej pory najprawdopodobniej bałaś/bałeś się do nich iść i głosić. Idź tam z Nim i do nich. Będziesz Izajaszem, Eliaszem i św. Janem Chrzcicielem. I będą działy się cuda.

P.S. Wyobraźcie sobie moje zdumienie kiedy po przyjeździe z więzienia postanowiłem porozważać Słowo na tą niedziele,  a tam zobaczyłem „nieść więźniom swobode.

II Niedziela Adwentu 2017 r.

            Bardzo piękne i wzruszające jest to, że w I czytaniu Pan do nas mówi, że czas naszej poniewierki, niewolnictwa i ciemności się kończy. Mówi o absolutnym końcu bólu. On, który jest miłością, dobrem, pełną akceptacją już idzie. Wszechmoc będzie z Tobą. Wszechmoc dla Ciebie.

            Każdy doskonale zna bliskie mu osoby, które kocha. Wie, co uwielbiają i to, co absolutnie im nie odpowiada. Dziś Pan, ustami proroka Izajasza mówi, czego kompletnie nie lubi… Nie lubi wycieczek górskich, które Mu zapewniasz w swoim wnętrzu! Wnętrzu, które jest miejsce Waszego intymnego spotkania, przebywania i dialogu. Dziś prosi, abyś wyrównał ten teren. Zlikwidował góry, czasem wręcz Himalaje, swojej pychy. Zasypał wielkie doliny swoich słabości i zranień. A zwłaszcza, żebyś zlikwidował Wielki Kanion czarnej rozpaczy, który inaczej nazywa się „Jestem beznadziejna/beznadziejny” i „Nic dla Boga nie znaczę”. Jezus chce, aby światło Jego obecności i miłości rozbłysło w całym Twoim wnętrzu. Jednak nie stanie się tak, gdy Pan będzie za wielką górą lub gdy będzie szedł w bardzo głębokiej dolinie. Cuda się dzieją tylko na równinie!

            Pierwszym człowiekiem Nowego Testamentu, który prawdę o absolutnej nizinie wnętrza zrozumiał i zastosował był św. Jan Chrzciciel. Dzięki temu był tym, który zapowiada Mesjasza. On wyrównał swoje wnętrze wielkim duchowym walcem. Przez to Pan przyszedł do niego z zupełną łatwością i swobodą. Ten jego walec to ascetyczne życie. Egzystowanie na pustyni, ubiór z sierści wielbłądziej, pożywienie z szarańczy to ostateczne rozprawienie się ze swoimi wewnętrznymi górami i dolinami. Pan przyszedł do św. Jana znacznie wcześniej, zanim Jezus przybył z Uczniami nad Jordan, żeby się ochrzcić. Przyszedł duchowo. Przyniósł mu światło, a św. Jan stał się szczęśliwy Bożą obecnością i miłością. Rozbłysnął przez to na pustyni judzkiej dla innych, którzy chodzili z ciemnością i w ciemności. Dlatego tak tłumnie przychodzili do miejsca światła, żeby się ochrzcić. Świadectwo Jana nie polega na wielkiej mądrości czy donośnym głosie, ale na tym, czego wielkiego dokonał w nim wcześniej Pan.

            I Ty jesteś powołany do tego wszystkiego. Z pomocą Pana wyrównaj swoje wnętrze. On jest bardzo chętny, by w tym pomagać, wykonując więcej pracy niż Ty sam. Niech przyjdzie później ze swoim światłem. Rozjaśni wielkim blaskiem Twoje wnętrze. A Ty staniesz się światłem dla innych.

            Drogi Czytelniku, nie chcę Cię jeszcze bardziej podkręcać, ale nie mogę o tym nie napisać. Św. Jan Chrzciciel mówił, że Jezus nie będzie chrzcił wodą tych, których spotka i tak rozjaśni Swoim blaskiem. On będzie chrzcił Duchem Świętym. Pierwszymi, którzy dostali taki chrzest byli Apostołowie w dniu Pięćdziesiątnicy. Po tym wydarzeniu działali wielkie dzieła, a Słowem i swoim życiem pociągali całe rzesze ludzi. Każdy, kto jest ochrzczony Duchem Świętym działa cuda w tych zadaniach, które daje mu Ojciec niebieski. Dokonuje rzeczy ponad swoje najśmielsze wyobrażenia. Miej świadomość tego, że po spotkaniu ze Światłością Świata będziesz ochrzczony Duchem Świętym i będziesz posiadał taką samą moc jak św. Jan czy Apostołowie!

Jesteś dla Boga cudem stworzonym do czynienia cudów!

Marana Tha – przyjdź, Panie Jezu!

I Niedziela Adwentu rok 2017.

                Dzisiejsza Liturgia Słowa kieruje naszą uwagę na bardzo konkretną sprawę. Wskazuje, że poważnym problemem jest to, że my nie wiemy tak naprawdę kim jesteśmy. Ewangelia mówi wprost – zostałeś zarządcą domu Wszechmogącego Gospodarza. Sęk w tym, że zapominasz o tym, że jesteś dla Niego kimś, kto jest absolutnie godny zaufania. Zostawia Ci przecież swój dom. Coś bardzo bliskiego. Zapominasz, że jesteś Jego „prawą ręką”. A na koniec zapominasz, że On powróci do swojej własności.

            Podkreśla to I czytanie. Piękne, bo mówi o każdym z nas. Wiesz o tym, że On jest Stworzycielem a Ty stworzeniem. On Garncarzem a Ty gliną. Ale co z tego?! Wszystko wydaje się w Twoim życiu płytkie i pozbawione sensu. Nic nie znaczy, że jesteś najdroższą perłą dla kochającego Ojca. Kiedy jest źle, nie łapiesz się Jego. Nie uciekasz w Jego wszechmocne ramiona. Nie pamiętasz, że Twoje powołanie, a więc wszystko co robisz, to działanie w Jego domu.

            Adwent. To wyrwanie się z ułudy płycizny. Jezus chce przyjść do Ciebie bardzo konkretnie, ale nie po to, żeby Cię twardo rozliczyć. Chce przyjść albo delikatnie, albo czasem mocno wstrząsając i powiedzieć z czułością: „Spójrz na Mnie. Przypomnij sobie, kim tak naprawdę dla Mnie jesteś. Twoje życie to nie płycizna. Zacznij z pasją i radością działać w Mojej własności, czyli w tym, co masz”.

            Po co Jezus to robi? Aby, gdy przyjdzie na końcu czasów (naszych lub świata), zastał nas czuwających z radością i głębią w oczach. Wtedy każe nam zasiąść przy stole i nam, swoim sługom, będzie usługiwał.

Marana Tha. Przyjdź, Panie Jezu.

Uroczystość Chrystusa Króla – Konstytucja.

            Dziś słuchając Ewangelii można odnieść nieprzyjemne wrażenie, że Bóg jest przede wszystkim sprawiedliwym, ale zimnym i surowym sędzią. Mocna ręką dzieli na dwie grupy: dobrych i złych. Czy rzeczywiście tak jest? A jeśli jest, czy to zachęca Cię do chrześcijaństwa?

            Dziś jest Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla. Króluje On wszędzie, ale przede wszystkim ciągle tworzy rzeczywistość Królestwa niebieskiego. Żeby poznać jaki jest Bóg, trzeba poznać jakie jest jego Królestwo. Czyli trzeba poznać coś, co jest fundamentem tej rzeczywistości. Więc trzeba zobaczyć, czym jest konstytucja.

            Żeby poznać konstytucję Królestwa Niebieskiego trzeba sięgnąć do przepięknego I czytania. Bóg z czułością do nas mówi, że przyjdzie jako bardzo kochający pasterz. Sam przyjdzie do swojej owczarni. Z wielkim sercem i zaangażowaniem poszuka każdej owcy. Pójdzie za nimi w najbardziej czarne miejsca, żeby je odzyskać. Sam będzie kładł je i karmił. Skaleczoną opatrzy. Umocni chorą. Wspaniały, kochający i czuły pasterz. Wpatrzony w swoje owce. Oczywiście, każdy z nas musi odnaleźć się w obrazie zaginionej, a nawet chorej owcy. Jeśli będziemy chcieli i otworzymy się na Niego – On przyjdzie do każdego z nas ze swoją czułą opieką. Jeśli poznasz w swoim życiu takiego Pasterza, który tak dba o Ciebie, zaczynasz Go bardzo mocno kochać. On z dnia na dzień będzie umacniał Twoją miłość do Niego i oczyszczał swoimi sposobami. W końcu w Twoim sercu będzie tyle miłości, że będzie się wylewała na innych. Zauważysz każdego człowieka z jego potrzebami i automatycznie będziesz pomagać. Bo powoli nauczyłeś się od Boga – Pasterza takiej czułej miłości. I nie ma szans, żeby nią się nie dzielić. Twoje życie stało się na Jego kształt. Poznałeś konstytucję Jego Królestwa, czyli bezwarunkową miłość względem innych.

            Dzisiejszy sąd to nie jest sąd z uczynków, a pytanie o miłość. Czy poznając konstytucję Jego królestwa powoli zacząłeś nią żyć i przez to stałeś się już na ziemi Niebieskim Obywatelem? Ten Sędzia tak właściwie to ukochany Pasterz, który pyta o przynależność, a więc o miłość. Zakochaj się w Nim, a potem pokochaj innych.

https://soundcloud.com/farend-ojp/20171126-1216-01mp3

Boże Biznesy XXXIII Niedziele Zwykła 2017 r.

„Odrzekł mu pan jego: Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność”.

            Powinniśmy zajmować się w naszym życiu maksymalizmami, czyli chcieć pomnażać jak najwięcej talentów, ciesząc się z tego w jak Wielkiej grze. Ale dziś rozważając to Słowo chcę pochylić się nad czymś zupełnie odwrotnym, a mianowicie nad minimalnymi wymaganiami, by osiągnąć zbawienie. Zgadzam się, że trzeba walczyć o największe, bo jest to zwyczajnie fajne. Zawsze gdy dużo pomnażamy, to wiele też zyskujemy, przy okazji również dla siebie – nawet w tym życiu. Minimalizm zaś pokaże nam jak niedużo trzeba, żeby być dobrze rozliczonym. Przez to też objawia nam się jak niezwykle mocno kocha nas Ojciec Niebieski.

            Cytat, który przytoczyłem na początku mocno mnie poruszył. Przecież trzeba było tak mało zrobić. Wystarczyło pokonać drogę do banku i tam wpłacić pieniądze na dochodowe konto. Dalej pomnażaniem zajęliby się już bankierzy. Tak mało. Myślę, że tak też może być z naszym chrześcijaństwem. Tak niewiele. Chcieć spotkać kochającego Boga. Wsłuchać się w Słowo Boże. Zjednoczyć się z Wszechmocnym w Eucharystii. Tak niewiele. Tyle samo wysiłku co, niestety, niewykonana droga do bankiera. Jeśli jednak już przejdziesz tę drogę, nie przejmuj się, że pozostaniesz na najniższym poziomie minimalizmu. Ojciec Niebieski jest zachłanny w chęci dawania, w tym, byśmy byli najszczęśliwsi. Wciągnie nas w wir coraz większych Boskich biznesów. Będziemy chcieli mieć i obracać coraz większymi „pieniędzmi”, a On będzie nam dawał coraz więcej niebieskich talentów. To będzie nam wychodzić i będziemy chcieć więcej i więcej…. Ale na początku jest przynajmniej „droga do bankiera”, którą musimy chcieć przejść.

Potrzeba tak niedużo. Dziś obchodzimy I Światowy Dzień Ubogich ogłoszony przez papieża Franciszka. Myślę, że każdemu zdarza się pomagać materialnie ludziom biednym. Ale czy robisz niezbędne minimum wtedy, gdy chodzi o relacje międzyludzkie? Zwykła rozmowa, pytanie jak to się stało, że jest bieda, co cierpi, gdzie śpi, chwila bycia razem z nim – dla nas powinno być to minimum. Tak mało to kosztuje – „droga do bankiera”. Dla ubogich jest to niesamowicie ważne. Ból ubóstwa w większości przypadków to ból pewnego odcięcia od reszty społeczeństwa, które nie musi walczyć w taki sposób o przetrwanie. Myślę, że to jest niezbędne także nam, żebyśmy inaczej spojrzeli na biednych. Nie jak na niepotrzebny widok naszych ulic czy tylko skarbonki dla „łaskawej” jałmużny, ale jak na cierpiących braci i siostry. Czy Jezus nie kazał nam takich kochać? Czy nie w takich osobach szczególnie jest widoczny Jego obraz?

Niesamowity człowiek, bardzo utalentowany artysta hip hopowy, a przede wszystkim wielki świadek Ewangelii – Tau zrobił projekt, w którym przez jakiś czas żył z bezdomnymi na ulicy. Tak powstała piosenka „Dawca”. Zachęcam do zajrzenia na Youtube’a. Robi niesamowite wrażenie. Człowiek ma wyrzuty sumienia, że długo źle myślał o tych ludziach. Powiem szczerze – sam się tego uczę. Przy wejściu schodami z przystanku na Stare Miasto w Warszawie stoi młody, oparty o ścianę i pochylony człowiek. Mijam go zawsze, gdy biegnę do kościoła św. Anny lub żeby się z kimś spotkać przy kolumnie Zygmunta. Trzyma zapisaną tabliczkę i kubek plastikowy na pieniądze. Widać, że jest ubogi. Kilka razy spiesząc się rzucałem mu grosze nie czytając nawet zapisanej tabliczki. Myślałem tylko, że dobrze jakby nie przeznaczył tego na wódkę lub jakieś dragi. Któregoś razu zabolało mnie, że tak robię. Przecież Jezus by tak nie zrobił. On zawsze rozmawia jak kogoś obdarowuje zdrowiem lub wiarą. Następnym razem wrzuciłem pieniądze. Jak zwykle powiedział dziękuję, nie patrząc na mnie. Delikatnie powiedziałem, że mam nadzieję, że pieniądze się przydadzą na coś bardzo niezbędnego. Podniósł głowę i zaczął rozmowę ze mną. Okazało się, że jest bardzo chory. Bierze leki, które najprawdopodobniej zabiłyby go, gdyby zmieszał je z alkoholem. Pieniądze zbiera, bo musi brać te leki, ale daje też jedzenie dwóm braciom alkoholikom, kompletnie zdegenerowanym. Mówił z pewną pasją i radością, że ktoś wreszcie go zapytał i że ktokolwiek się nim interesuje. Moich kilka groszy, dzięki niewielkiej rzeczy stały się po raz pierwszy czystym miłosierdziem. Tak bardzo potrzebnym temu człowiekowi, jak również i mnie. A trzeba tak mało….

Czy znasz swoją wielką godność? XXXII Niedziela Zwykła 2017 r.

                Myślę, że nie można dzisiejszej Ewangelii zamknąć tylko w stwierdzeniu: „no tak, muszę być czujny”, bo Pan przyjdzie. I koniec. A co z resztą? Jezus ma Ci o wiele więcej do powiedzenia.

            Czym są oliwa i lampy? Ładne rekwizyty do mówienia przypowieści? Każde słowo Jezusa ma głęboki sens. W całej Ewangelii nie ma rekwizytów bez znaczenia.

            Dzisiaj obchodzimy Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Czy nie zastanawiało Cię, że ludzie, którzy umierają za wiarę robią to zwykle bardzo spokojnie? Dla nich to żaden ostateczny dramat. W historii mamy męczenników, którzy wręcz oczekiwali oddania życia dla Jezusa, jak na przykład św. Ignacy Antiocheński. Czy to dziwne? Pozbawione sensu? Otóż nie. Ci ludzie szukali i zdobyli pewną Bożą mądrość. O niej mówi I czytanie. Jeśli choć trochę się postarasz, ona sama do Ciebie przyjdzie. Jeśli jej pragniesz rano, znajdziesz ją za wejściem do domu lub mieszkania. Na czym ona polega? Na pogrzebie biskupa Świerzawskiego biskup Ryś wspominał zdanie z pewnej homilii zmarłego, które zapadło mu w pamięci. Mianowicie, progiem do innego świata nie jest trumna, ale dla każdego z nas jest nim chrzest. Szczerze, mnie też mocno uderzyło to stwierdzenie. No tak. Obywatelami Nieba chcielibyśmy być po śmierci. A Bóg daje nam to już na chrzcie. Świetna myśl, która właśnie wywołuje to pragnienie mądrości Bożej. Mądrość ta ciągle przypomina, że jesteśmy nie z tego świata. Że dopiero to, co na nas czeka jest świetne, kochane, dobre, miłe itp. I powiększone o milion razy o to, co możemy sobie wyobrazić.

Zauważ, że jeśli masz taką mądrość, że jesteś niebieskim obywatelem i strasznie czekasz, żeby się wreszcie zameldować w prawdziwym Domu, to zmienia to Twoje patrzenie na świat. Przyjście Pana w śmierci lub na końcu świata to oczekiwane przyjście Oblubieńca, który weźmie Cię w niesamowite miejsce. Nie boisz się śmierci. Stąd uśmiechnięci chrześcijanie oddający życie za wiarę. Twoje wielkie problemy w tym świecie stają się malutkie. Bo nie musisz walczyć za wszelką cenę, żeby było Ci dobrze tu, na ziemi. Stają się delikatnymi niepowodzeniami. Wiesz, że tam będzie super, i do tego jesteś stworzony/stworzona. Wtedy zaczynasz dostrzegać, ile fajnych rzeczy jest wokół Ciebie. Bo szukanie za wszelką cenę szczęścia tutaj absolutnie przysłania to, co Boskie, to, co On daje Ci już teraz.

            Pamiętaj, musisz mieć oliwę, którą jest mądrość Boża wymieszana z wiarą. Jeśli ją masz, to oczekujesz Pana bez żadnego strachu. A nawet z ciągłym uśmiechem, bo co się przejmować tym, co mało istotne – wszystkimi naszymi problemami i lękami o przyszłość. Jest Ktoś znacznie większy od tego wszystkiego.

Jesteś bogiem czy masz Boga? XXXI Niedziela Zwykła

            „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.” Mocne słowa. I jakoś bolą. Do tego stopnia, że w lekcjonarzu, z którego czytałem na Mszy ktoś dokonał długopisem trochę humorystycznej korekty. Przekreślił literę „p” i wstawił literę „u”. Poniża zamieniło się w uniża. No tak! Mniej bije po oczach i sercu! Ale my wszyscy skreślamy w swoich głowach ten zwrot, bo jest zbyt ciężki i jakiś daleki. Myślimy o ciągłej makabrze w życiu i byciu nikim, żeby dostać w wieczności nagrodę. Nie! Siła tego Słowa tkwi w tym, że jeśli będziesz miał tą postawę teraz, to i nagroda przyjdzie od razu. Będziesz w swoim życiu wywyższony i szczęśliwy. Czyli o co chodzi?

            Słyszycie o tych ludziach z dzisiejszego Słowa? W I czytaniu są to dwulicowcy i chorągiewki. Nawet jak nauczają o tym, co Boże, to robią to tak, żeby wszystkim się podobać. Robią to tak, żeby każdemu, z osobna się podobało. Błagają w ten sposób o akceptację. I dostają ją. Ale nadal pozostaje ten silny ból w sercu, że tak właściwie jestem nikim, bo dla każdego chcę być kimś. Nie posiadając swojego zdania. W Ewangelii są to ludzie, którzy lubią się pokazać. To ówcześni szpanerzy i cwaniacy „co to nie on”. Dziś pewnie jeździliby Porsche lub Ferrari i ubieraliby się u Calvina Kleina. Muszą tak robić, bo nie znają swojej wartości. Szukają jej za wszelką cenę w oczach innych, którzy podziwiają, ale tylko…ich szmatki i gadżety. Szpanerzy wiedzą o tym i ciągle czują pustkę. Czują ból, bo chcieliby być w oczach innych kimś jako człowiek. Cały człowiek ze swoim wnętrzem.

            To nie są ludzi źli! To są ludzie chorzy i żebrzący o miłość. Dziś do nich trzeba jeszcze dodać tych, którzy za wszelką cenę stawiają na swoim. Nawet gdy nie mają racji. I przyznajmy się, w każdym z nas jest coś z każdej z tych postaw! Dlaczego tak jest?!

            Bo my ludzie jesteśmy bałwochwalcami. Dziś nie czcimy bożków po kryjomu. Dziś siebie stawiamy na miejscu naszego kochanego Taty – Boga. I musimy ciągle udowadniać, że nadajemy się na najważniejszą osobę na świecie. Zamiast Niego.

            „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.” Poniż się dzisiaj, a więc uznaj Jego wielkość i moc, że jesteś nikim podług Niego. Zauważ, że ten Ktoś strasznie Cię kocha. A jeśli taki Ktoś potężny Ciebie kocha, to ta myśl Cię wywyższy. Dopiero poczujesz swoją ogromną wartość. Nie będziesz musiał/musiała udowadniać nic sobie ani światu. Poczujesz się wywyższony/wywyższona Jego miłością. Wtedy uśmiech nie będzie znikał z Twojej buzi. I będziesz świetną osobą, która nic nie będzie musiała udowadniać, dlatego będzie dla innych.

https://soundcloud.com/farend-ojp/20171105-1205-01mp3

Randka w kościele? Rocznica poświęcenia kościoła.

Dziwny i zaskakujący tytuł prawda? Już tłumacze. Się tłumacze. Ostatnia niedziela października, w kościołach gdzie nie wiadomo kiedy dokładnie były poświęcone, jest Uroczystością rocznicy (umowną jeśli chodzi o datę) tego wydarzenia. Fajne to jest bo człowiek raz do roku może sobie uświadomić po co te nasze kościoły.

Dla mnie osobiście to wyraz wielkiej miłości Boga. W I czytaniu z tej uroczystości Salomon modli się uroczystą modlitwą tuż po zbudowaniu słynnej Świątyni Jerozolimskiej. Mówi ważną rzecz. Bóg choć jest wielki, wszechmocny i wszechwładny to zamyka się w małej  jak dla niego świątyni. Tylko w jednym celu. Żeby osobiście się spotkać żeby z miłością pogadać z każdym kto tu przyjdzie. Szczerze to przejaw mega miłości do nas, a to realizuje się w każdym kościele dziś.

Co z tą randką. Bardzo irytują mnie wypowiedzi pseudo-chrześcijan którzy mówią że kościół jest niepotrzebny. Można przecież pomodlić się wszędzie. Bóg jest wszędzie. Że mają takie cudowne chwile medytując (??!!) na łonie natury. Wiem jedno. Jak się kogoś bardzo kocha to zabiera się go do wyjątkowego miejsca, żeby z nim w świetnej atmosferze porozmawiać. Wiedzą o tym prawdziwi mężczyźni którzy zabierają swoje wybranki do miłych, dobrych restauracji. Jak są zakochani to przeszukują portale gdzie jest wyjątkowe miejsca na randki. Tak samo jest z Bogiem. Kochasz go to spotykasz się z nim w wyjątkowym miejscu. Wybranym przez niego czyli w kościele. Gdzie z miłością możecie sobie porozmawiać. Czyż to nie swoista randka?

Jeśli jesteś w 1000% mężczyzną i wzdrygasz się na sformułowanie „randka z Bogiem” to masz jeszcze inne wyjście. Umów się  w kościele z najpiękniejszą i najlepszą kobietą jaka kiedykolwiek była czyli Maryją. Pogadaj z Nią a Ona w sprytny sposób i tak poprowadzi Cie do Jezusa oraz Jego Ojca. Kobiety tak mają.

P. S. Dobrze jest się modlić gdy Maryja jest szczególnie piękna na obrazie lub w figurze. Jak ta na zdjęciu wyżej z katedry w Madrycie.