Historie z Boliwii – czerwiec 2019.

Mija kolejnych kilka miesięcy od mojego wpisu o życiu i duszpasterstwie na misjach. Stwierdziłem dziś, że należy znów podtrzymać więź z tymi, którzy wspierają mnie przez następny wpis. Będzie to kilka historii, które były dla mnie ważne i szczególnie mnie poruszyły.

Na początku Wielkiego Postu przyszła do mnie pewna Señora z prośbą o sakrament namaszczenia chorych dla swojej mamy. Po wzięciu wszystkiego co potrzebne pojechaliśmy w stronę miejscowości Rio Blanco. Wiedziałem, że będzie to wyjątkowe wydarzenie, gdyż zapraszała do domu chorej. W Boliwii dom to twierdza, która się strzeże i chroni. I właściwie nikt z zewnątrz, poza najbliższą rodziną, nie przekracza progu tej fortecy. Dom był bardzo skromny. W pokoju chorej stało tylko łóżko. Stary, ale zadbany stół i mała szafka. Oczywiście nie było podłogi a w oknach zamiast szyb była siatka. Później, przy okazji pogrzebu poproszono mnie w innym miejscu o poświęcenie domu i tam po raz kolejny przekonałem się w jak skrajnie słabych warunkach mogą żyć ludzie. W dwóch pokojach stały tylko 4 łóżka i jeden stary kineskopowy telewizor. Ale prawda jest taka, że ludzie w Boliwii spędzają życie na zewnątrz, w domu właściwie tylko śpią. Wracając do naszej chorej okazało się, że to starsza, bardzo chora kobieta. Miała wyraźnie widoczne rysy indiańskie i mówiła tylko w języku Quechua (język Indian). Na szczęście poinformowano mnie, że rozumie język hiszpański. Dzięki temu udało mi się ją wyspowiadać na zasadzie potwierdzenia i zaprzeczenia moim słowom, gdy pytałem. Po całej celebracji uderzył mnie jeden fakt. Córki obecne przy namaszczeniu podały mi bukiet polnych kwiatów. Byłem zdezorientowany. Zobaczyły to i powiedziały, że przecież podaje się zawsze bukiet dla chorej i umierającej osoby po spowiedzi i namaszczeniu chorych. Ja podawałem pierwszy raz, ale pomyślałem jak zwyczaje tych ludzi pięknie podkreślają działanie sakramentów. Pożegnałem się z ową leżącą kobietą ze spokojną twarzą i bukietem w rekach idącą na spotkanie ze swoim Zbawicielem.

Pod koniec Wielkiego Postu nasza prałatura (diecezja) miała wielkie święto. Został wyświęcony nowy ksiądz. Przy dużej i wystarczającej liczbie księży w Polsce to wydarzenie wydaje się z Twojej strony, drogi Czytelniku, nie aż tak wyjątkowe. Jednak mamy tutaj nie więcej niż 30 księży. Są to misjonarze i boliwijscy księża. Wśród misjonarzy mamy oczywiście polaków oraz włochów. Misjonarze są na jakiś okres pracy, dlatego dla każdej diecezji szczególnie cenny jest każdy ksiądz wyświęcony na miejscu. Jest on stąd, z Boliwii i będzie pracował tutaj zawsze. My też się cieszymy, bo jako misjonarze modlimy się i ewangelizujemy, aby powołania były stąd. Nowy ksiądz przy obecności wszystkich księży został wyświęcony i przyjęty do grona prezbiterium. Była to okazja do tego, aby się spotkać ze wszystkimi księżmi i porozmawiać. Nie spotykamy się często, bo dzielą nas duże odległości i góry. Sama droga z Bulo Bulo do Aiquille, gdzie jest katedra to jakieś 7 godzin drogi w większości po górach. A uwierz mi, Czytelniku, że to nie jest droga tak wygodna jak przez nasze Tatry. Wije się w niezliczone zakręty, ma bardzo słabą nawierzchnię i jedzie nią wiele samochodów. Jest położona na takiej wysokości, że jedzie się na wysokości chmur. Ale jest ubrana w przepiękne widoki.

W czasie naszego spotkania związanego ze święceniami był też mocny wątek polski. Dzień wcześniej podczas kolacji rozmawialiśmy o wielu sprawach. Pamiętam, że jeden z boliwijskich księży stwierdził, że w Polsce nie brakuje księży więc ludzie nie mają i nie mieli problemów ze spowiedzią czy coniedzielną Mszą świętą. Wtedy ks. Tomek Grzyb zaczął opowiadać o czasach naszych unitów. Jak ludzie w parafiach, gdzie nie było księdza  z powodu zaborcy gromadzili się w niedzielę w kościele. Kładli na ołtarz stułę, ornat i modlili się za siebie, ale także o księdza. Zapamiętałem pełne podziwu oczy boliwijskich księży. Dla nich było to nie do pomyślenia, bo jesteśmy w kraju, gdzie walczy się o każdego człowieka, żeby zaczął praktykować. Swoją drogą, poczułem się strasznie dumny z tego powodu, że wyrosłem i jestem z polskiego Kościoła. Dlatego, drogi Czytelniku jeśli czytasz ten wpis i czasem pomodlisz się za nas, tu na misjach wpisujesz się w piękną i świętą polską tradycję dbania o Kościół.

Napisałem tu kilka rzeczy, które w szczególny sposób utkwiły mi w pamięci. Jednak takich sytuacji jest naprawdę dużo. Misje to ciągle zmieniająca się i zaskakująca rzeczywistość. Jednak w tym wszystkim coraz bardziej widzę jak Duch Święty  z wielką mocą prowadzi mnie po tych zaskakujących drogach opiekując się, wręcz w sposób widzialny.

Na zdjęciu przygotowanie do Mszy świętej na boisku szkolnym. W akcji oczywiście dzieci.

XII Niedziela Zwykła 2019 r.

W Boliwii państwo jest przeciwne Kościołowi. Żeby odwieść ludzi od Kościoła stworzono kościół państwowy. Rządzący mianują pseudobiskupów a ci szukają do pracy pseudokapłanów. Relacje między państwem a Kościołem są żadne. Jednak ku wielkiemu zaskoczeniu państwo uznaje nasze kościelne dokumenty, jakimi są świadectwa chrztu. Dzięki niemu dorosła osoba niezarejestrowana jako obywatel przez zaniedbanie rodziców może to naprawić i dostać swój dowód osobisty. Niestety staje się to dla nas, księży często przekleństwem. O ile wydanie nawet do urzędów takiego dokumentu nie jest problemem to są nim ludzie dorośli, którzy przychodzą niezarejestrowani w urzędzie i niemający chrztu. Często po prostu proszą o chrzest, a podstawą tego jest tylko załatwienie spraw urzędowych. Teraz do nas jako księży należy  właściwa rozmowa, najczęściej długa, aby rozeznać czy ta osoba chce chrztu, bo ważny dla niej jest Bóg czy raczej dowód osobisty i pewne małe świadczenia socjalne. Piszę to, bo czytając dzisiejszą Ewangelię myślę, że wiele osób wierzących traktuje Jezusa jako Boga do załatwienia swoich spraw. 

Jezus dzisiaj pyta za kogo uważają Go ludzie. Apostołowie mówią, że za Jana Chrzciciela. Co to oznacza? Że jest kimś od chrztu. Boję się, że jest tak i w naszym życiu. Potrzebujemy na chwilę Jezusa, bo chrzest w rodzinie, potem pierwsza komunia a później bierzmowanie. Ileż razy słyszałem: „Muszę chodzić na Msze, bo mam bierzmowanie”. Traktujemy Boga jako chwilowo potrzebnego, bo dobrze mieć sakramenty, przyjęcia, poukładane w kościelnych papierach.

Apostołowie odpowiadają, że ludzie mówią, że Jezus jest prorokiem. Prorok przekazuje Słowa Boga. Są one wielkie i piękne. Ale prorok przychodzi i odchodzi. Jest tylko nośnikiem Bożych wiadomości. Nie wpływa sam w sobie na życie słuchaczy. Ile razy zachwycaliśmy się Ewangelią. Jezus w niej mówi. Cóż z tego, jeśli wychodząc z kościoła gubimy wszystko. Nie żyjemy tym. Bo za trudne, bo trzeba inaczej. A jak przyjdą wyrzuty sumienia z tego powodu to mówimy: bo to nie na te czasy już. Traktujesz wtedy Jezusa jak zwykłego proroka. Przyszedł, ładnie powiedział i odszedł w zapomnienie.

Dlatego tak ważne jest wyznanie Piotra. „ Ty jesteś Mesjasz”. Mesjasz zbawia, co oznacza, że przepełnia mocą całe życie. Ono ma inne właściwości i cele. A przede wszystkim jest wieczne. Wiara to nie tylko Jezus od sakramentów i od ładnych Słów Pisma Świętego. To Jego obecność we wszystkich częściach życia ucznia. Każdego dnia i w każdej chwili. Dlatego Jezus nie zaprasza dziś mówiąc: wpadnij czasem do Mnie. On mówi: weź krzyż swojego życia i chodź za Mną. Bądź ze Mną cały czas. Inaczej chrześcijaństwo nie ma sensu i staje się karykaturą Ewangelii.

Niedziela Trójcy Świętej 2019 r.

Po raz kolejny zauważyłem jak wewnątrz nas istnieje potrzeba miłości i podświadomie szukamy jej ideału. Dziś, to znaczy w sobotę, mam spotkanie z młodzieżą przygotowującą się do bierzmowania. Chcemy pomodlić się Słowem Bożym a później wspólnie obejrzeć jakiś wartościowy film. Jednak wczoraj mieliśmy spotkanie formacyjne o rachunku sumienia. Znów, kiedy zacząłem mówić o egoizmie, a właściwie o jego przeciwieństwie, czyli miłości zdolnej dać wszystko dla innych, zostałem oblepiony uwagą wszystkich. Kiedy mówi się konferencje lub homilie to czuje się, kiedy porusza się arcyważny i arcybliski temat. Widać uważne oczy i wstrzymane oddechy. To było wczoraj, tym bardziej to widziałem, gdyż mówiłem o takiej miłości w rodzinie, ich przyszłych związkach oraz o przyjaźni. Idealna miłość jest topowym tematem dla każdego. Bo potrzebujemy tej miłości. Pragniemy właśnie takiej jak zagubiona i spragniona łania wody na pustyni.

Tym bardziej świętujmy dzisiejszą uroczystość Trójcy Świętej. Tak bardzo trudnej teologicznie do zgłębienia. Z drugiej strony tak łatwo dostrzec, że podstawą i fundamentem tej Wspólnoty jest właśnie… poszukiwana przez nas idealna, ofiarująca się miłość. W końcu to Bóg jest miłością. I nie ma nawet milimetra duchowego w Bogu, gdzie nie byłoby eksplozji szalonej i niekończącej się miłości do człowieka. Przypatrz się głównym rolom, jakie mają Osoby Boże w dziejach świata. Bóg Ojciec stwarza świat dla człowieka. Syn Boży umiera dla człowieka. Duch Święty przychodzi dla człowieka. 

Pytanie: Po co szukasz ciągle idealnej miłości wokół siebie? Masz ją na wyciągnięcie ręki. Bóg na Ciebie czeka. Więcej napiszę. Kiedy wejdziesz w tą niesamowitą relację z Bogiem, Twoje miłości ziemskie się uszlachetnią. Zarazisz się od Boga chęcią bycia tylko dla innych. To oznacza szczęście dla innych i wielkie szczęście dla Ciebie.

Zesłanie Ducha Świętego 2019 r.

Lubię tą uroczystość. Duch Święty ciągle mi udowadnia, że Bóg jest tuż obok. Że wiara to nie piękna historia, obyczaj, filozofia życiowa, a wielka moc na wyciągnięcie ręki. Doświadczyłem tego setki razy, doświadczam z mocą także teraz i, daj Boże, żebym nie zgłupiał w przyszłości i nie czerpał z mocy Ducha Świętego.

Pierwsze czytanie jest jakby o mnie. Jakże ze śmiałością stawiam siebie wśród grona Apostołów. Może to brak pokory, ktoś powie, ale stawiam się w ich słabości. Boję się, że nie dam rady, że jestem za słaby, by coś zrobić. A Duch Święty właśnie niszczy ten strach, niszczy wszelkie słabości. Oni są napełnieni Duchem Świętym i jako grupa normalnych facetów mają wyjść i głosić Jezusa i to w różnych językach, o których nawet nie słyszeli. Jak wielka jest moc z nieba, że mówią przemieniającą naukę Bożą i to w obcym języku. To pokazuje jak wielkie dary dostajemy od Ducha Świętego. Stawiam siebie wśród Apostołów, którzy są jeszcze przed wyjściem do tych ludzi. Gdzie jest wątpliwość czy podołam głoszeniu Zbawiciela i … w innym języku. Tak jest odkąd jestem w Boliwii. To całkowicie nielogiczne, jak w przypadku Apostołów, żeby zaledwie po 9 miesiącach nauki hiszpańskiego w Warszawie mówić tu homilie z mocą. Ale ja zawsze modliłem się i modlę do Ducha Świętego prosząc o moc w głoszeniu, wiedząc, że sam z siebie tego nie potrafię. Więc On swoją mocą wyprowadzał mnie na ambonę tutaj. Oczywiście z kartkami zawierającymi homilię, bo ciągle się bałem. Potem dał mi propozycję nie do odrzucenia – żebym codziennie przygotowywał się i mówił (z kartką). Dwa tygodnie temu kazał mi wyrzucić kartki i wyjść na środek kościoła, aby mówić. Znamy się nie od dziś. Tak, dałem się poprowadzić. I tak skończył się mój największy problem, który miałem tu, w Boliwii. Cierpiałem, że nie mogę mówić homilii jak w Polsce, zupełnie z serca, z wnętrza a właściwie z Ducha Świętego.

Nie piszę tego, żeby się chwalić. Wciąż popełniam błędy językowe i czasem brakuje mi słowa (podpowiadają mi). Chcę dać świadectwo o działaniu Ducha Świętego. To On zrobił ze mną to, co wydawało się dla mnie niemożliwe. Zrobił to, co stało się z Apostołami. Tam, w Wieczerniku, ze słabych i pogubionych facetów stworzył najwyższej klasy kompetentnych specjalistów do głoszenia Jezusa. Dlatego nawraca się prawie pół Jerozolimy. 

Masz głęboką potrzebę czegoś dobrego w swoim życiu? Chcesz dać świadectwo o Jezusie innym? Uzdrowić swoją rodzinę, przyjaciół, małżeństwo? Ta moc Ducha Świętego czeka. Wystarczy się pomodlić pokazując, że otwieramy się na tą osobę Bożą w pełni. Że Jej pragniemy jak ziemia wody na pustyni. Że oczekujemy z niecierpliwością. Duch Święty przyjdzie i zaspokoi najbardziej newralgiczne potrzeby bez zbędnego zwlekania. Trzeba pragnąć całym sobą, otworzyć się i być pewnym, że za Tobą stoi On. I zrobić potem pierwszy krok z tym Bożym orężem. Jak Apostołowie na zewnątrz zwyciężając swoje wszystkie wątpliwości i …. ludzką logikę. 

Przyjdź, Duchu Święty!

Ven El Espíritu Santo!

Niedziela Wniebowstąpienia 2019 r.

Kiedy zgłębiam dzisiejsze Słowo Boże to zachowanie Jezusa przypomina mi bardzo mocno nasze boliwijsko-latynoskie klimaty. Mówi On do swoich Apostołów, że jeszcze nie czas wykonywać ciężką pracę. Nakazuje im pozostać jeszcze w Jerozolimie i nie silić się na wiele. Tutaj określa się to jednym popularnym słowem: mañana co w ścisłym znaczeniu językowym oznacza „jutro”. A właściwie oznacza: nie ma co się spieszyć, może zrobię to jutro a może za tydzień; relaks i spokój. Właśnie wróciłem ze straganu z owocami, gdzie zazwyczaj kupuję owoce. Sprzedawczyni sama wychowuje kilkoro dzieci a zakupy u niej to też pomoc materialna dla niej. Uwierz, że w Boliwii w tropiku mamy takie owoce, o których nikt z nas, ludzi z Europy nie słyszał. Chciałem kupić Sfru. To owoc podobny do pomarańczy, który według reklamujących go ludzi zawiera w sobie zmieszane 7 smaków różnych owoców tropikalnych. Tak, jest bardzo smaczny. Pytam moją panią sprzedawczynię czy ma go w swoim bogatym asortymencie. Niestety odpowiada: nie mam. Widząc moją nietęgą minę szybko dodaje. Ale będzie jutro, czyli mañana. Znając prawdziwe znaczenie tego słowa odpowiedziałem, że dobrze, poczekam do końca następnego tygodnia. Skwitowała to pocieszającym uśmiechem.

Jezus odchodząc mówi do uczniów, żeby czekali i na spokojnie, więc swoiste mañana. Wie, że zostawia im arcytrudne zadanie w postaci budowania Kościoła. Właściwie ponad ludzkie siły. Ale stawiając ten ogrom zadań nie pozostawia ich bez niezbędnych przeogromnych narzędzi. Dlatego każe im czekać w spokoju. Najpierw chce ich uzbroić w moc z wysoka. Sam Duch Święty przyjdzie, aby być przy nich i ich umacniać. W logice Jezusa jest tak: najpierw daje zadanie, później uzbraja do niego jak największego wojownika i dopiero posyła. 

Piszę to, bo wydaje mi się, że w naszym życiu jako chrześcijanina potrzeba nam więcej mañana – w sensie spokoju w podchodzeniu do zadań danych nam przez Mistrza. Najczęściej jesteśmy mistrzami w zamartwianiu się o wszystko. Oto ze Słowa Bożego płynie plan działania chrześcijanina. Najpierw rozpoznaj czy to, co Ci poleca to Jego geniusz czy Twoje urojone wariactwo. Zapewniam, zawsze na modlitwie Bóg potwierdza swoje posłanie. Jeśli to Jego dzieło to nie bój się. Ze spokojem realizuj to, bo na pewno dostaniesz moc z wysoka, która uzdolni Cię do tego wszystkiego. Jeśli nie możesz czegoś zrealizować zastosuj mañana, tzn. czekaj na moc Bożą, która ma przyjść.

A tak na koniec. Nawet nie wiesz, Czytelniku jak tu, w Boliwii jest mi niesamowicie bliskie to, co napisałem. A co do rajskich owoców sfru. Kupiłem pomarańcze. Uwierz, one są też niebiańsko smaczne.

VI Niedziela Wielkanocna 2019 r.

Słowo na tę niedzielę będzie krótkie. Piszę je w nocy po wszystkich zajęciach, które były na parafii. Ale nie trzeba wielu słów o sprawie, która dziś szczególnie mnie uderza ze Słowa, które Chrystus mi daje. 

Spotykam się z grupą młodzieży, która przygotowuje się do bierzmowania już trzeci miesiąc. Na początku poprosiłem ich, że jeśli coś mówię niepoprawnie, aby mnie poprawiali. A jeśli brakuje mi słowa trzeba mi podpowiadać. Ja jestem dla nich przewodnikiem na drodze wiary (a przynajmniej niegodnie próbuję) a oni moimi nauczycielami hiszpańskiego. No i mój pomysł… nie wypalił. Kiedy zmagam się z jakimś słowem pytam i… nie dostaję odpowiedzi. Spytałem naszej siostry zakonnej Gosi, która pracuje długie lata w Boliwii co jest. Odpowiedziała, że młodzież jest bardzo zakompleksiona i zamknięta. Potrzeba długich miesięcy, aby zaczęli bardzo aktywnie się włączać. A już na pewno nie będą poprawiać swojego Padre. 

Piszę tę historię z życia, bo myślę, że każdy z nas nie ma poczucia zdrowej (nie pysznej) wyjątkowości samego siebie. W różny sposób swoje kompleksy maskujemy i nie przyznajemy się do nich przed nami samymi. A dziś Ewangelia, która jest czystą prawdą, więc sam Bóg Ojciec do nas woła. On w Trójcy Świętej chce przyjść do nas i w nas zamieszkać. Jak musimy być cenni w oczach Boga, że Ten, który jest wszechmocny chce mieszkać w nas. Nie ma lepszej rekomendacji najwyższej wartości niż Bóg, który chce być z Tobą non stop w Twoim życiu i w Twoim wnętrzu. 

Chrześcijanin to człowiek chodzący z uśmiechem na ustach i z głową do góry. Obserwując siebie i innych widzę pewną zależność. Im więcej Boga w życiu, tym większe poczucie wartości i śmiałość w relacjach. Bóg leczy nasze zranienia z przeszłości i nie pozwala nam się bać relacji z innymi. Co możemy stracić, skoro mamy wszystko, czyli Jego.

V Niedziela Wielkanocna 2019 r.

W Boliwii, podobnie jak to robiłem przez ostatnie lata w Polsce, tłumaczę istotę Kościoła. Dzieciom mówię, że Kościół to nie kościół w znaczeniu budynku. Dorosłym natomiast, że Kościół to nie tylko duchowni i osoby konsekrowane. W tym zmaganiu się Pan Bóg przez dzisiejsze Słowo podniósł mi poprzeczkę. W jaki sposób?

W pierwszym czytaniu widzimy jak św. Paweł i św. Barnaba tworzą Kościół wśród pogan. Głoszą Słowo Boże, umacniają wiernych i ustanawiają Starszych (biskupów). Ale w tym wszystkim nie może nam umknąć jedna bardzo ważna rzecz. Obaj apostołowie każde swoje działanie odnoszą do Boga. Starszych polecili… Panu. Przybyli do Antiochii, bo… łaska Boża tego chciała (w znaczeniu sam Bóg). Na miejscu opowiedzieli o swoich dziełach dokonanych w poprzednich miejscach? Nie! Mówią, że Bóg przez nich działał. Bóg w ich działaniu i Słowie jest sprawcą wszystkiego co tworzy Kościół.

Drugie czytanie to opowieść o Nowym Jeruzalem. Jest to symbol Kościoła. Zostaje dany Ziemi z… Nieba. Jest to miejsce mieszkania Boga z ludźmi. Jest piękny i święty, ale pięknem i świętością samego Boga. Do Nowego Jeruzalem zaproszony jest każdy. Nawet najgorszy grzesznik.

W Ewangelii Jezus po zbawieniu ludzi a w trakcie tworzenia się Kościoła zapowiada, że przejdzie On do całkiem innej przestrzeni tej wspólnoty. Pójdzie do Ojca, aby wraz z Duchem Świętym dalej uświęcać wierzących. Są dwa światy Kościoła – ziemia oraz niebo jako miejsce przebywania Boga.

Kościół to nie budynek ani duchowni. I wydawałoby się, że można zostać na definicji Kościoła jako wspólnoty wszystkich ochrzczonych. Ale dzisiejsze Słowo mówi nam, że to tylko wycinek obrazu Kościoła. Trzeba dodać do tego całą rzeczywistość Trójcy Świętej i Bożego działania.

Sprawa jest o tyle ważna, bo stanowi jak zawsze odpowiedź Bożego Słowa na rzeczywistość, która jest teraz. Wiem co się dzieje w Polsce i jak trudno jest dziś przyznawać się, że jestem Kościołem. Jednak Bóg dziś tłumaczy, że to, co dziś jest krytykowane i przez wielu odrzucane to właściwie tylko wycinek, bo pozostaje jeszcze Bóg. On też stanowi Kościół. I chociaż my, jako Kościół ziemski okazujemy się strasznymi grzesznikami i nie dorastamy do niczego, o czym mówi Ewangelia, to nad tym wszystkim jest On. Każdy kto będzie chciał, przyjdzie i u Boga się uświęci. Mimo wszystko. Bóg zawsze będzie działał w swoim Nowym Jeruzalem. Nawet jeśli Kościół ziemski nie będzie nic znaczył i będzie totalnie odrzucony. Czy boję się tego? Nie. Wierzę, za papieżem Benedyktem XVI, który pisał o tym już dawno temu, że będzie to najlepszy czas na głoszenie Ewangelii. Głowa do góry, bo „bramy piekielne go nie przemogą”.

IV Niedziela Wielkanocna 2019 r.

Niedziela Dobrego Pasterza to nie jest nigdy temat oderwany od rzeczywistości. O ile dzieci w Polsce w wielkich miastach jeżdżą ze swoimi nauczycielami w ramach wycieczek szkolnych oglądać zwierzęta domowe, tak tu owce to rzeczywistość codziennego dnia. Zdjęcie, które jest u góry zrobiłem w tym tygodniu. Wracałem z jednego z cmentarzy po pogrzebie. Tym razem to starsza pasterka, która pilnuje owiec. Cała sytuacja dzieje się niedaleko nowej szkoły, więc dzieci mają widok codzienny. Szkoła, jedna z trzech, jest o tyle interesująca, że ładnie zbudowana, ale na zupełnie pustym miejscu za zabudowaniami. Oczywiście przyleciał helikopterem sam prezydent, aby ją uroczyście otworzyć. U nas w Boliwii robi się takie rzeczy, żeby przyleciał prezydent. Wszyscy machali i uśmiechali się mając w głowie, że to dzięki niemu to mają. Hmmm…

Jednak nie o Pasterzu chcę dziś pisać. Stwierdziłem, że obraz ten jest tak znany przez wszystkich chrześcijan, że mogę skoncentrować się dziś na zupełnie czymś innym. Porusza mnie bardzo dziś w pierwszym czytaniu sprawa św. Pawła i św. Barnaby w Antiochii Pizydyjskiej. Głoszą oni z mocą Pana Jezusa i bardzo szybko okazuje się, że na ich spotkania przychodzi całe miasto zafascynowane Ewangelią. Żydzi, którzy na początku towarzyszyli im i ich słuchali zaczynają czuć coraz większą zazdrość. Nikt tak nie reaguje kiedy to oni chwalą Boga Jahwe. Jednak przychodzą z zewnątrz Paweł i Barnaba i gromadzą się wszyscy. Z wielką złością przeciwstawiają się apostołom. Nie chodzi o polemikę z treściami samymi w sobie. Chodzi o tą wielką zadrę zazdrości w sercu. Myślę, że w głębi serca byli przekonani o mocy i prawdzie Ewangelii. Ale to oni głoszą a nie my.

Zdarzało mi się, że w moim życiu podobnie z zazdrością wypowiadałem się niezbyt dobrze o rzeczach, które w rzeczywistości były bardzo dobre. W głębi serca wiedziałem, że to jest dobre, pozytywne i od Jezusa. No ale ja tego nie robię. Więc trzeba skrytykować i wmówić sobie, że to jest złe.  Dziś staram się tak nie robić. To mechanizm w nas, ludziach, który opisuje pierwsze czytanie. Myślę, że dziś Bóg apeluje przez to Słowo i chce powiedzieć, że skoro jesteśmy w Jego owczarni to powinniśmy zawsze być otwarci na Jego działanie. Nawet przez innych ludzi, po których byśmy się  nie spodziewali. Jeśli to jest dobra rzecz i ją rozpoznasz to nie zazdrość tylko przyjmnij i pomóż w tym dziele, bo Pan przychodzi w tym i do Ciebie.

III Niedziela Wielkanocna 2019 r.

Prowadzę wśród kandydatów do bierzmowania kurs Nowe Życie. Jeśli go znasz to wiesz jak Słowo Boże w nim zawarte może przemienić wszystko. Jeśli go nie znasz – poznaj! Lubię patrzeć i widzieć na twarzach słuchaczy, kiedy Słowo Boże trafia do ich serc. Nie tylko na kursie, ale zawsze wtedy, kiedy głoszę. Jasne, że jestem tylko narzędziem a owoce daje Mistrz. Ale po ludzku lubię widzieć jaśniejące nową perspektywą oczy. Na marginesie mówiąc, Czytelniku – mała, ale ważna prośba. W czasie homilii słuchaj patrząc na głoszącego. To ważne dla nas księży i głoszących. Patrząc potwierdzasz, że to Słowo jest Ci potrzebne wybijając z głowy poczucie zniechęcenia, które próbuje nam ciągle podszeptywać diabeł. Ale patrząc zaciekawionym wzrokiem wymagasz od duszpasterza. Zamiast narzekać na jakość homilii, słuchaj i patrz dając do zrozumienia, że jesteś wymagającym słuchaczem, dla którego trzeba Słowo przemedytować i „obgadać” z Panem. Wracając do meritum. W czasie naszych konferencji widziałem na twarzach młodych ludzi dwa razy duże poruszenie. Jest to o tyle szczególną rzeczą, że pracuję wśród Colia czyli ludzi z gór. A uwierz, oni nie są w ogóle wylewni w wyrażaniu siebie. Pierwszy raz, gdy mówiłem o tym, że Jezus pokazuje nam prawdę o nas samych wyrzucając kłamstwa, które nam wmawia szatan, zapytałem retorycznie czy jest w grupie dziewczyna, która myśli o sobie jako o nieatrakcyjnej i bezwartościowej porównując się do koleżanek. Silne poruszenie na twarzach. Drugi raz był bardziej spektakularny, bo dotyczył i chłopców. Rozmawialiśmy o naszym obrazie Boga, który wyrobiliśmy sobie lub jaki nam przekazano. Obraz Boga, który poznaliśmy czytając przypowieść o synu marnotrawnym był tak skrajnie inny niż obrazy w ich głowach. Obraz Boga karającego i nieosiągalnego zetknął się z prawdziwym obrazem Boga kochającego ponad wszystko i mimo wszystko, bliskiego i na wyciągnięcie ręki. To spowodowało poruszenie wewnątrz i odbiło się na twarzy moich młodych słuchaczy. 

Fałszywy obraz Boga lub przeakcentowanie totalne jednego z Jego przymiotów zamyka nam drogę do pokochania Go i do nawrócenia. A wystarczy słuchać Słowa Bożego. W kuchni, gdy kucharz jest mistrzem w swoim fachu nie przesadza ze smakami (słodki, gorzki, słony, kwaśny) a one wzajemnie się uzupełniają tworząc artyzm smaku potrawy. Dzisiejsze Słowo Boże robi to samo z dwoma obrazami Boga. 

Z jednej strony mamy Boga potężnego. W pierwszym czytaniu Apostołowie odpowiadają z odwagą na zarzuty głoszenia Ewangelii. Mówią o Jezusie, którym pogardzili wszyscy. On umarł i zmartwychwstał. Ale teraz jest potężny i trzyma w swoich rękach losy świata. Tak, to jest ich Mistrz i Pan. Pięknie to podkreśla św. Jan w Apokalipsie. Widzi jak Baranek zabity, czyli Jezus odbiera wszelką chwałę od wszelkiego stworzenia. Te wszystkie mądre stworzenia mówią ciągle, że Jezus ma wszelką moc. Nie tylko nad Kościołem czy Ziemią jako planetą. Ale nad wszystkimi istniejącymi galaktykami. To jest Twój Pan – nieograniczenie potężny.

Z drugiej strony widzimy w Ewangelii tego wszechmocnego naszego Pana w zwyczajnych czynnościach dnia. Przychodzi On, żeby pobyć ze swoimi apostołami. Daje rady co do połowu, przygotowuje ognisko, piecze ryby i zajada się nimi. Bierze na spacer i rozmowę świętego Piotra. To potrzeba Pana by być blisko tych, których ukochał. Miłość to chęć bycia z ukochaną osobą jak najczęściej. To drugie oblicze Pana.

Zbalansuj swoje patrzenie na Jezusa. To da Ci właściwy obraz. To Bóg wszechmocny, który jest groźny przez swoją moc. Z drugiej strony ten Jezus chce być obecny w Twoim życiu, w Twoich normalnych obowiązkach. Jego misja w ciele na ziemi się zakończyła. Ale wierzę, że gdyby mógł to teraz chętnie wziąłby Cię na spacer, aby porozmawiać i zapytać z uśmiechem: Kochasz mnie?

Niedziela Miłosierdzia 2019 r.

Niedziela Miłosierdzia jest oktawą Zmartwychwstania. Tak jakbyśmy byli ciągle w dniu zmartwychwstania. Myślę, że połączenie Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego z dzisiejszą Niedzielą Miłosierdzia jest niezwykle trafne i ma samo w sobie przesłanie. W końcu o ten właśnie termin poprosił też Jezus. 

Miłosierdzie Boże jest swoistym zmartwychwstaniem. Ile razy zadręczamy się swoimi grzechami, dokonujemy swoistego samooskarżania ze słabości poddając się i mówiąc, że nie dorastamy do Ewangelii. Czasem ludzie przestają się spowiadać zniechęceni brakiem poprawy. „Przecież ciągle mam te same grzechy! Nie potrafię z nimi już walczyć!”. Jesteśmy wtedy w grobie złego myślenia o sobie. To udręcza. Wtedy przychodzi Jezus ze swoim Miłosierdziem dając nowe życie. Miłosierdzie niszczy grzechy. Wyciąga nas z grobu. Jezus mówi, że nie jest ważne zło, które zrobiłeś. Ważne jest to, że chcesz do Niego wrócić. Jego miłość przemienia się w miłosierdzie i wybacza wszystko. Jesteś czysty i masz godność dziecka Boga. Czy to nie cud równie niesamowity jak zmartwychwstanie?