IV Niedziela Wielkiego Postu 2019 r.

Dziś przed Mszą w naszej kaplicy w Rio Blanco pomyślałem, że ta Ewangelia jest pierwszą, jaką pamiętam ze swojego dzieciństwa. Nie wiem ile miałem wtedy lat. Pięć, sześć, może siedem? Stałem z rodzicami w kościele i kminiłem o co chodzi z tymi braćmi. Moje pierwsze zetknięcie się z Ewangelią. I bardzo dobrze, bo ta Ewangelia mówi tak dużo o Bogu. Pokazuje jaki jest i jaki jest w stosunku do nas. Myślę, że zrozumienie tego prowadzi do dobrej wiary – do sytuacji, kiedy wiara wypływa z miłości a nie wpada w kierat obowiązków pod tytułem „muszę” i „trzeba”. 

Odnosząc się do tego odkryliśmy z bierzmowanymi nowy termin na naszych spotkaniach. Mówiliśmy, że wiara może być tylko obowiązkiem. Wtedy jest nudno i bez sensu. Piszę ich wyrażeniami. Ale jak się Boga kocha i jest Osobą, z którą się spotykasz i która zawsze Cię kocha i akceptuje to rodzi się wiara, w której wszystko się chce. Nazwaliśmy, że ta wiara to jest buena fe – dobra wiara. Robimy wszystko, żeby nasza wiara przemieniła się w buena fe. To znaczy słuchamy tego, co mówi do nas Bóg.

Dzisiejsza Ewangelia w tym świetle pokazuje genialność Boga. Kto nie tylko wysłucha, ale i usłyszy stwierdzi: Takiego Boga to ja chcę mieć. Wiem, że zawsze jestem przez Niego kochany i chcę go kochać. I się pojawia buena fe. Rzeczywiście, spójrz w tej przypowieści na Ojca, który, jak wiemy, symbolizuje Boga. Ojciec zawsze czeka. Jeśli wybiegł przed dom powitać marnotrawnego syna to znaczy, że zawsze go wypatrywał. Dzień za dniem. Tysiące spojrzeń w okno i tyle samo zatrwożeń przy każdym ujadającym psie – To może on? Ojciec kocha syna ponad wszystko. Dopełnia to obraz spotkania. Ojciec widzi brudnego, śmierdzącego syna w łachmanach. Ale nie pyta co się stało i nie rozlicza z połowy majątku, którą powinien zainwestować. On bierze go i wprowadza do domu. Daje szatę i robi imprezę. Nic nie jest ważne, poza jednym. Wystarczy, że wrócił. Czy taki Ojciec nie rodzi dobrej wiary? Czy nie chcesz z Nim być ciągle w relacji? I co najważniejsze, czy pracujesz, by już nie robić wielkich głupstw jakimi jest odejście i przegranie wszystkiego?

III Niedziela Wielkiego Postu 2019 r.

Dzisiejsze Słowo byłoby ostre i bolące, gdyby ograniczyć się tylko do Ewangelii. Jednak Bóg nie tylko mówi przez Ewangelię, ale także przez całą liturgię Słowa. Owszem, boli, że jak nie wydasz owocu to Cię w końcu wytną. Boli, iż jesteśmy takimi samymi grzesznikami jak inni. Czasem nasze myśli rzeczywiście biegną w ten sposób, żeby myśleć, że jak kogoś dotyka tragedia to znaczy, że prowadził się źle. Jezus dzisiaj stwierdza wprost, że jesteśmy identycznymi grzesznikami. Więc po co Ewangelia tak mocno się z nami obchodzi? Jezus rozbija mur Twojego serca. Chce Cię obedrzeć z ułudy, że jesteś dobry a inni są źli. To boli, ale z drugiej strony jest pierwszym krokiem do nawrócenia. Człowiek, który dotyka dna swojej moralności w myśleniu, że sam może być dobry, święty i samowystarczalny jest prawie murowanym kandydatem do bycia najbliższym Bogu. Tylko w tym absolutnym bankructwie musi krzyknąć do kochającego Ojca: Chcę do Ciebie! Sam nie potrafię! Zaczyna się prawdziwe i zbawcze nawrócenie. Jezus obiera Cię boleśnie ze złudzeń, że jesteś dobry. Ale czyni to wszystko dla Twojego dobra.

W pierwszym czytaniu widzimy Mojżesza. Spotkał Boga w bardzo ciekawym miejscu swojego życia. Jest absolutnym życiowym bankrutem. Żyje w obcym kraju. Sam nie wie kim jest – czy Egipcjaninem, bo wychował się na dworze faraona czy Izraelitą, bo taka płynie w nim krew. Generalnie oba narody by się do niego nie przyznały. Jest uchodźcą, bo zamordował człowieka. Jest dorosłym mężczyzną, ale nic nie posiada, bo pracuje, o zgrozo…u swojego teścia. Gorszym zajęciem byłoby już chyba tylko zmywanie u teściowej. Ale trzeba przyznać, że być pasterzem u ojca swojej żony to bardzo słabe. Poza tym dotyka go inna słabość, bo nie potrafi się wysłowić – bardzo się jąka. Dlatego takiego Mojżesza Bóg stawia przez sobą rozmawiając. Mojżesz, chodząca słabość, rozmawia z Bogiem praktycznie twarzą w twarz a Bóg zdradza mu swoje imię. 

Tylko człowiek, który uzna swoją słabość, grzeszność i niewystarczalność może spotkać swojego Boga. Bo sam przestanie być dla siebie bogiem. Ewangelia nie jest torturą. Jest bolesnym pierwszym krokiem do nawrócenia i spotkania Tego, który kocha ponad wszystko.

II Niedziela Wielkiego Postu 2019 r.

Marzenie wielu wierzących i przekleństwo dla zideologizowanych ateistów – zobaczyć Boga twarzą w twarz. My, Jego uczniowie mamy zapewnienie, że nastąpi to po naszej śmierci. Ale my marzymy o tym, co teraz. Chociażby tak jak Abram w pierwszym czytaniu. Zobaczyć przynajmniej jakiś cud, który świadczy wprost o Jego obecności i żeby nie można byłoby przez chwilę zwątpić, że to Wszechmocny. Tyle spraw byłoby wtedy rozwiązanych. Nie wątpiłby nikt a wiara byłaby taka łatwa. No właśnie! Jak zobaczyłbyś Boga to już nie wiara. Nie mógłbyś powiedzieć: Wierzę w Boga. Musiałbyś powiedzieć: Mam wiedzę, że Bóg jest, bo sam widziałem. Wiedza zastąpiłaby wiarę. A Słowa w Piśmie Świętym mówią: „Sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia.” (Rz 10,10). Czy bylibyśmy zbawieni?

Piszę to, bo wiele osób marzy, a czasem wręcz biega w szukaniu cudów po to, żeby potwierdzić swoją wiarę. Zawsze wspominam pewną sytuację. U mojego kolegi księdza w parafii odbywają się Mszę Święte z modlitwą o uzdrowienie. Kiedyś dzwoni do niego pewna pani mówiąc, że jest z daleka. Istotą jej rozmowy było to, żeby powiedział czy mają udokumentowane uzdrowienia podczas tej Mszy, bo nie wie czy przyjeżdżać. Gdzieś w nas istnieje przemożna chęć dotknięcia wprost Boga. 

Dziś taka ekspozycja Boga w swojej chwale dokonuje się w historii ewangelicznej, której doświadczają trzej uczniowie. O szczęśliwcy, każdy z nas by powiedział. Ale czy naprawdę Bóg nie daje nam się duchowo dotknąć w wielu miejscach swojego Kościoła? Czy nie mamy cudu nad cudami, jakim jest Eucharystia, gdzie Twój Mistrz na ołtarzu umiera za Ciebie i zmartwychwstaje a potem chce, abyś Go spożył (powiedzmy to wprost: zjadł), bo tak bardzo chce być blisko Ciebie? W sakramencie pokuty dotyka i oczyszcza Twoje serce. Na modlitwie czule potrafi obejmować z akcepcją i szeptać najlepszy plan na Twoje życie.

Spytasz: Dlaczego tego nie czuję?! Czytam właśnie książkę „Ogień w moim sercu” autora, którego słuchałem z wielkim zainteresowaniem na warszawskim spotkaniu „Serce Dawida”. To Johanes Hartl, doktor teologii i ewangelizator, ale przede wszystkim organizator i twórca Domu Modlitwy w Niemczech, gdzie ludzie modlą się 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. On opisując ten problem nieczucia duchowego Boga opowiada jedną z historii swojego życia. Kiedyś ojciec wziął go do słynnej winnicy. Tam właściciel dał im kieliszek wina i kazał spróbować. Młody Johanes poczuł, że wino jest dobre, ale niczym nie różniło się od droższych win, które kupował na specjalne okazje w Lidlu. Za to właściciel zaskoczył ich totalnie mówiąc o wielkiej cenie tego wina i wymienił wiele nut smakowych, które w nim czuje: truskawki, wiśnie, kwiaty, dżem truskawkowy, banan, chleb tostowy, świeżo parzona kawa. Johanes był zadziwiony, bo czuł tylko dobre wino. Właściciel winnicy wytłumaczył mu, że to się czuje kiedy ma się wyćwiczone kubki smakowe. Trzeba wielu lat smakowego obcowania z tymi trunkami, żeby doświadczać później różnych nut rozkoszy tego szlachetnego trunku.

Nie czujemy duchowo Boga, bo nie obcujemy z Nim. Uciekamy przed rozmową, bo diabeł wmówił nam, że to głupie, staromodne i nieskuteczne. Świat tak zajął naszą głowę, że nawet w czasie Mszy nie jesteśmy świadomi,  Kto tak naprawdę jest naprzeciwko nas. Jeśli chcesz doświadczyć Boga, zacznij ćwiczyć swoje duchowe odczuwanie. Powoli próbuj smakować obecności Bożej w osobistej modlitwie, Eucharystii i Adoracji. Z czasem w tych ćwiczeniach duchowych rozsmakujesz się i zaczniesz słyszeć Boga, który delikatnie mówi i rozpoznasz w tym realne nuty świętości, wszechmocy i wielkiej miłości.

I Niedziela Wielkiego Postu 2019 r.

W naszej parafii w Bulo Bulo chcemy rozpocząć godzinną Adorację Najświętszego Sakramentu w każdą niedzielę po Mszy św. wieczorowej. Chcemy w ten sposób wejść w treści wielkopostne i prosić o przemianę naszych serc, ale także ludzi, którzy w naszej parafii są daleko od Boga, który jest źródłem wszystkiego co dobre. Szczególnie teraz doświadczam smutku braku Boga w życiu ludzi, wśród których jestem. Mamy już Wielki Post a w naszym mieście dalej trwa karnawał. Codziennie wieczorem brzmi muzyka i ludzie tańczą. Pytałem kiedy zakończą karnawał, żeby wejść w poważne i ważne treści Wielkiego Postu. Odpowiedziano mi, że być może w najbliższą niedzielę. Dobre i to – pomyślałem.

Dlaczego Adoracja? Dziś Bóg daje nam Ewangelię o kuszeniu Jego Syna. Słowo mówi, że to Bóg chciał się z Nim spotkać na pustyni. Jezus jest przed swoją działalnością i za chwilę zrobi wszystko, aby zbawić ludzi. Musi być silny. Więc idzie tam, gdzie jest źródło siły nad siłami, tj. na osobiste spotkanie ze swoim Ojcem. Rozmowa twarzą w twarz z Wszechmocnym powoduje ogromny potencjał dobra, świętości i siły duchowej. Pokazuje to Ewangelia, gdzie szatan kusi Jezusa. Sięga po najbardziej pociągające pokusy: zaspokojenie swoich potrzeb bez wysiłku, władzę i karykaturę ufności do Boga. Jezus nawet przez chwilę nie rozważa tych pokus. Od razu je odrzuca pokazując ogromną siłę wypływającą z bliskich relacji z Ojcem. Adoracja to właśnie takie relacje które, nawiązujemy z wszechmogącym Bogiem.

Zaczęliśmy Wielki Post a on zawsze niesie za sobą 3 bardzo ważne rzeczywistości: modlitwę, post i jałmużnę. Jakbyś wszedł w głębię tych rzeczy to zobaczysz, że zawsze prowadzą one do osobistego spotkania z Bogiem. Bo czymże jest modlitwa jak nie wspólną rozmową? Post pozwala oderwać się od rzeczy tej ziemi i zobaczyć, gdzie nasze serce tak naprawdę zdąża i gdzie znajdzie szczęście. Jałmużna pozwala zobaczyć w najbiedniejszych cierpiącego Boga. Jeśli pójdziesz tymi trzema drogami, zawsze spotkasz Najdroższego Ojca Niebieskiego.

Dlatego Adoracja, bo wszystko, czego chce Pan Bóg to spotykać się z Tobą. Dać Ci wielkie siły do zmagania się ze złem i pokusami. Chcę, żebyś zobaczył zupełnie inną przestrzeń rzeczywistości, gdzie jesteś w pełni kochany i akceptowany. Tylko Ty i On. Twarzą w Twarz. Czego chcieć więcej?